środa, 27 marca 2024

A czas płynie nieustannie…

 


Witajcie kolejny raz, moi cudowni Czytelnicy! 💕

 

Porozmawiajmy trochę o czasie. 🕐

Czym jest czas? Oficjalnie, czas jest nieskończoną jednostką, stałą, ale tylko z punktu widzenia ciągłości (choć można się z tym kłócić i to robić zamierzam). Wszelkie modyfikacje struktur i jednostek czasu, przez człowieka, służą jedynie komfortowi życia ludzkiego tudzież potrzebie kontroli i systematyzacji. Z tego też powodu, niektórzy zakładają, że czas nie istnieje, że został wymyślony dla potrzeby sprawniejszego funkcjonowania. Ja jednak w czas wierzę, tak jak wierzy wielu genialnych badaczy. Być może tylko nazewnictwo tego pojęcia, nie jest precyzyjne i nie oddaje jego głębi. O czasie napisano wiele mądrych rzeczy. Fizycy, psycholodzy, socjolodzy, filozofowie i biolodzy od lat borykają się z tym jak poradzić sobie z jego następstwami, a także z próbami odkrycia czy funkcjonuje on, opierając się na jakiejkolwiek zasadzie. Do dziś nie udało się ustalić nic konkretnego ani w jednym, ani w drugim wypadku. 🤯

Często używamy potocznego nazewnictwa, sugerującego, że możemy coś czasowi narzucić, nadać mu funkcje, bądź mamy z nim jakąś określoną relację. Mówimy, że mamy na coś czas, że z czasem coś do nas przyjdzie, że śledzimy czas, że czas to pieniądz itd. Jest to całkowicie zrozumiałe, biorąc pod uwagę, że czas jest jednostką nieokreśloną i nieskończoną, wspólną dla wszystkich wszędzie. Czas jest absolutny, czas przenika i kontroluje każdą inną strukturę i nic przed jego upływem nie chroni. Filozoficznie przyczepić się można nawet terminu upływu czasu. Czas nie może upływać, ponieważ się nie porusza, jest najpewniejszą stałą. Wszystkie próby odnajdywania się człowieka w czasie, są tylko maluczkimi krokami, gubiącymi się w zatrważającej nieskończoności. 😱

Jeżeli chodzi o naszą relację z czasem, to jest ona ściśle z nim powiązana na każdym etapie istnienia. Każdy proces biologiczny i nie tylko, zależny jest od czasu, zachodzi w nim i pod jego całkowitą kontrolą. Rodzimy się, żyjemy i umieramy w narzuconych myślą ludzką ramach. To bardzo dobrze, że człowiek jako istota rozumna podjął się tak ciężkiego i wymagającego precyzyjnych rozwiązań projektu, jak ustalanie schematów i pojęć, rozwiązujących kwestie zagubienia w czasie. Pomyślmy, gdyby nie wszystkie odniesienia, punkty i zagadnienia umieszczone i związane z czasem, bylibyśmy w nim totalnie pogrążeni, bez ładu i składu. Jest to natomiast subiektywne odczucie na tu i teraz. Jakby nie patrzeć nie żyliśmy nigdy w czasie, w którym pojęcie czasu było nieznane. Wszelkie więc rozważania na temat tego jak było, mają jedynie charakter osobisty, więc niewiele znaczący w kwestii historycznej. A propos historii, taka dziedzina też nigdy by się nie rozwinęła, gdyby nie możliwość umiejscowienia zdarzeń w czasie. Zapewne ludzie nadal rejestrowaliby zdarzenia, powiązując je z konkretnymi sytuacjami i stanami, tak by jakkolwiek móc się do nich odwoływać w mniej lub bardziej precyzyjny sposób. Byłaby to jednak rzecz ciężka i narzucająca konieczność powtarzalności i niezwykłej wymyślności. Myślę również, że nijak nie mogłaby udźwignąć rozbudowanego continuum, rozsypała by się jak domek z kart przy podmuchu wiatru. Czemu tak myślę? Zastanówmy się ponownie. Ile istnieje możliwości przekazania, nie używając jednostki czasowej, tego co było wcześniej? Bardzo mało. Określenia takie jak „kiedyś”, „dziś”, „jutro”, „dawno”, „chwila”, „było”, „teraz”, „później”, „wcześniej”, czy nawet „jest” – wszystkie są miarą czasową, tak jak wiele innych, które pominąłem. Wszelki ślad egzystencji, opiera się na tym, że jakoś umiejscawiamy siebie w czasie. Nie można normalnie funkcjonować i działać, gdy nie wiemy nawet „kiedy” jesteśmy. Do takiej bezsilności i braku kontroli, pasuje bardziej pojęcie „egzystować”. 👀

Wedle Einsteina czas jest pojęciem względnym. Mówiłem o tym na samym początku tekstu, gdy stwierdziłem, że jest to jednostka stała z punktu widzenia ciągłości. To bowiem jak czas upływa, zależy od dwóch czynników. Pierwszą dylatacją czasu, jest dylatacja grawitacyjna. Mówi ona, że czas upływa tym wolniej, im większa siła grawitacji na niego oddziałuje. Drugą dylatacją, jest dylatacja zależna od prędkości. Teoria względności, zakłada, że poruszając się w próżni z prędkością bliską tej z jaką porusza się światło, czas również upływa wolniej. Teoretyczne zyskanie na czasie, nie spowodowałoby jednak, że cykl istnienia zostałby zakłócony. Człowiek, który wyruszyłby w podróż kosmiczną z prędkością światła, po czym wróciłby po dłuższym czasie na Ziemię, byłby młodszy - Ziemię zaś, zastałby starszą. Dla jego ogólnej egzystencji, nie miałoby to większego znaczenia, umarłby w takim samym czasie, w jakim było to dla niego zaplanowane. Trochę to wszystko pogmatwane, nie sądzicie? 🤪

Prowadzono eksperymenty by dowieźć prawdziwości słów Einsteina. Wysyłano w kosmos zegarki, które wracały na Ziemię, posiadając drobne różnice czasowe, względem tych na Ziemi. Z mojego punktu widzenia, nie jest to jednak dowód na zakłócenie stałości czasu, zmienna grawitacja bowiem mogła tak a nie inaczej wpłynąć na przedmiot martwy. Nikt zaś nie przebywał w kosmosie na tyle długo, by ktoś badający go po powrocie na ziemię, z całą pewnością mógł stwierdzić, że czas obszedł się dla niego łaskawiej.

Co do koncepcji czasoprzestrzennych, nie zamierzam ich poruszać w dogłębny sposób. Nie jestem fizykiem, nie znam się na tym. Moje dywagacje w tym temacie, zamykają się w granicach psychologii i filozofii. Teoria czasoprzestrzenna jest bardzo obiecująca. Kto nie chciałby z czasem (a jakże) kontrolować przestrzeni na tyle, by móc teleportować się z miejsca na miejsce, bądź odwiedzać inne wymiary, poznawać przyszłość czy z powodzeniem badać przeszłość na podstawie własnych doświadczeń? Człowiek jest istotą niebywale ciekawą świata i mającą potrzebę naginania go do swojej woli. Teoria czasoprzestrzenna zakłada zaś, że wszystko czego doświadczamy, jednocześnie jest, było i będzie, ugrzęzłe w nieskończonej pętli czasowej, nie mającej początku, pojęcia chwili obecnej, ani domniemanego końca. Można to sobie wyobrazić, wirując przedmiotem z tak wielką prędkością, że przedmiot ten, zdaje się pozostawać w miejscu, mimo, że jego położenie wciąż się zmienia. Znając gatunek ludzki, gdyby kiedykolwiek udało się komuś przekroczyć granicę czasoprzestrzeni i rozwarstwić jej tajemnicę na tyle, by była dostępna dla wszystkich – świat bardzo szybko dobiegłby końca. Mnogość pragnień ludzkich i chęci do ingerowania we wszystko co tylko nas w jakikolwiek sposób angażuje, sprawiłyby, że bezsprzecznie popsulibyśmy wszystko, kierując się swoimi własnymi ideałami oraz chęcią tak i destrukcji, jak i naprawy. Skomplikowana sieć wydarzeń, ich konsekwencji i wpływu, to coś, czego człowiek mimo całego jego potencjału umysłowego, nigdy nie powinien dotykać. 🌎

Na koniec jeszcze, przed krótkim podsumowaniem, należy wspomnieć o czasie w ujęciu psychologicznym. To jakie mamy wrażenie względem upływu czasu, często zależy od sytuacji w jakiej się znajdujemy i nastroju w jakim jesteśmy. Znudzeni, zmęczeni i zgnębieni, odczuwamy upływ czasu jako powolny, ślamazarny. Chcemy ze wszystkich sił by ruszył przysłowiowo „dupę”. Natomiast gdy jesteśmy w dobrym humorze i robimy rzeczy, które dają nam radość i zajmują nas w istotny sposób, czas płynie nieubłaganie szybko, często sprawiając nam przykrość, gdy nie pozwala nam nacieszyć się dobrymi chwilami. To jednak, jak wspomniałem, psychologiczny punkt widzenia, to jasne, że nasz mózg nie ma i nigdy nie będzie miał mocy by kontrolować czas.

Zbierając wszystko do kupy. Jesteśmy bezsprzecznie powiązani z czasem i wręcz do niego uwiązani. Rodzimy się, dorastamy i umieramy pod jego czujnym okiem. Nabywamy wiedzy, wraz z jego upływem, umiejscawiamy się w nim by jakkolwiek być. Śledzimy poczynania ludzi na linii czasu i zastanawiamy się wiecznie, co jeszcze przyniesie przyszłość. Narzekamy na upływ czasu, cieszymy się z jego upływu. Denerwuje nas, gdy przysłowiowo „stoi w miejscu” a niekiedy żałujemy, że nie może się zatrzymać. Jesteśmy całkowicie zależni od bezkresu, jakim jest czas i wierzę, że dla naszego dobra zawsze tak będzie. 😇

Pozdrawiam Was Kochani,

Tester Doświadczeń.

sobota, 23 marca 2024

Sigmund Freud - Co poszło nie tak?

 



UWAGA: tekst zawiera dużo opinii własnych i prywatnych analiz zdarzeń.

 

Zygmuncie, cóżeś Ty uczynił? 😟

***************************************************** 

Wizjoner, lekarz, neurolog, filozof, geniusz, ojciec współczesnej psychoanalizy. Może zaś neurotyk, schizofrenik, mizogin, narkoman, obłudnik i narcyz? Tak wiele napisano o tym wyjątkowym człowieku. Wiele napisano tych dobrych i pożytecznych rzeczy, które osiągnął, jak i tych złych, których był winien. Ciężko jednoznacznie określić jakim był człowiekiem i jak wielki wpływ miały na niego alkohol, tytoń, kokaina i obsesje o charakterze seksualnym. Jak bardzo zmieniło go napięcie i presja otoczenia, gdy na każdym kroku spotykał się ze ścianą? Wyśmiewano go, potępiano go, podważano jego odkrycia i patrzono mu na ręce niemal całe życie. To w sumie zabawne i tragiczne zarazem, gdy pomyśleć, że wielki psycholog, lekarz i filozof tamtych czasów: wyprowadzający (niekiedy) ludzi z zaburzeń, twardo prący na przód mimo przeciwności i zrzeszający w około siebie spore grono bezkrytycznych wyznawców - był jednocześnie człowiekiem grubiańskim, pogubionym i słabym psychicznie. Człowiekiem pełnym nałogów, żądz i kłamstwa. 😵

Wiem, że jeżeli tylko ktoś z Was zechce, Drodzy czytelnicy, może dowiedzieć się o Freudzie absolutnie wszystkiego (przynajmniej z dostępnych informacji). Bardzo dużo w sieci biografii, artykułów, analiz i odwołań - wiedza o nim jest powszechnie dostępna. Być może nie powiem nic nowego w temacie, nawet na pewno nie jestem w stanie stwierdzić czegoś wyjątkowo odkrywczego, jednak uważam, że psychoanaliza samego ojca psychoanalizy, może być i dla mnie, i dla Was - ciekawym doświadczeniem. Przy pisaniu tego artykułu, opierać się będę na różnorakich źródłach, które całościowo podam na samym końcu tekstu. Skupię się też w większości na negatywnych aspektach kariery naszego analityka. O tych dobrych mówi się wystarczająco wiele. 💔

Zacznijmy od krótkiego kontekstu odnoszącego się do życia Freuda oraz, do co ważniejszych jego dokonań. Sigmund urodził się 6 maja 1856 w Příborze, jest to mała mieścina w Czechach, znana niegdyś jako Freiberg. Wychowywał się w rodzinie wielodzietnej, której stosunkowo niedaleko było do klasy średniej. Był z urodzenia Żydem, jednak w rodzinie szczątkowo praktykującej. Od początku kariery nie miał lekko, z uwagi na żydowskie pochodzenie borykał się z utrudnieniami i dyskryminacją podczas studiów medycznych, które ukończył w roku 1881, uzyskując doktorat wszech nauk lekarskich w wieku zaledwie 25 lat (gimnazjum skończył w wieku lat 17, jako wzorowy uczeń). Od maleńkości, łączyła go wyjątkowo silna więź z matką. Niegdyś dostała ona wróżbę, że urodzi wielkiego człowieka – i właśnie we Freudzie widziała odbicie tamtej przepowiedni. Sigmund przez lata pracował w szpitalu Wiedeńskim, kształcąc się jako chirurg, psychiatra, neurolog, specjalista chorób wewnętrznych a nawet dermatolog. Gdy stracił zainteresowanie konwencjonalną medycyną, wyjechał do Paryża by badać przypadki zaburzeń psychicznych, będąc szczególnie zainteresowany pojęciami takimi jak histeria, nerwice i żądze. Interesowały go także analizy psychologiczne i proces hipnozy, który odtąd często towarzyszył mu w trakcie sesji z pacjentami, gdy ponownie wrócił do Wiednia. Przez długi czas wraz ze swoim przyjacielem, Josephem Breuerem, rozwijał i udoskonalał swoje techniki psychoterapii. To wraz z nim wydał w 1895 roku jedno z najbardziej znaczących dzieł, „Studia nad Histerią”. Publikacja ta zawierała w sobie opis osiemnastu przypadków histerii jako zaburzenia, spowodowanego przez wykorzystywanie seksualne we wczesnym wieku. Opisywał tam zjawiska takie jak rozładowywanie emocji, przeniesienie, wyparcie, odroczenie, zamiary, tendencje, żądze czy napięcie seksualne i jego konsekwencje. Wspominał o nieświadomości i wpływie nieświadomych czynników na procesy psychofizyczne. Dużo myśli, które zostały zawarte w tej książce, do dziś dzień mają wysoką wartość merytoryczną, mimo, że tezy które stawiał Freud, często były naciągane, przekłamane i zwyczajowo wywodzące się z dwóch sfer, seksualnej i nieświadomej.  Sam Freud przez swoje obsesje na temat seksualności i narastającego wciąż uzależnienia od kokainy, popadał często w neurotyczne a nawet psychotyczne stany. W takich chwilach, sam korzystał ze swoich metod i poddawał się autoterapii oraz analizie swoich własnych myśli, co stanowiło dla niego równie cenne doświadczenia, jak te czerpane od pacjentów. 🙈

W 1899 roku, Sigmund wydał swoje najważniejsze samodzielne dzieło, „Objaśnienie marzeń sennych”. Wysnuł w nim teorię, jakoby sny, były najwyraźniejszym i w zasadzie jedynym możliwym do obserwacji pomostem między tym co świadome a tym, co nieświadome. Uważał, że z pomocą analizy snów, da się dotrzeć do najgłębszych pragnień, lęków, wypartych zdarzeń i ukrytych żądz. Zwracał szczególną uwagę na koszmary senne i uczucia towarzyszące osobie tuż po przebudzeniu. Freud głosił, że jeżeli ktoś nie potrafi objaśnić skąd biorą się takie, nie inne sny, nie powinien zabierać się za analizy poważnych dolegliwości.

Myślę, że dość o teoretycznej, ogólnodostępnej wiedzy na temat Freuda. Starałem się zawrzeć wszystko w skondensowanej, lecz jednocześnie przestępnej formie. Dalsze życie ojca psychoanalizy opierało się na badaniu kolejnych przypadków, pogłębianiu aktualnej wiedzy, pisaniu kolejnych dzieł, wciąganiu kokainy i zapijaniu jej alkoholem podczas gorszych dni. Z ważniejszych wydarzeń, można przytoczyć jeszcze to, że był on swojego czasu mentorem Carla Gustava Junga, kolejnego wybitnego psychologa i miał o nim jak najlepsze zdanie, póki tamten z czasem otwarcie nie zaczął krytykować jego teorii, szczególnie podważając przeseksualizowane podejście Sigmunda do życia i zaburzeń - to zaś definitywnie było niewybaczalne. Dodatkowym gwoździem do trumny ich przyjaźni, było publiczne stwierdzenie Junga, jakoby Freud miał cierpieć na paranoidalne zaburzenia osobowości. 😨

Przechodząc do wisienek na torcie, Freud przejawiał bardzo wiele zachowań, skłaniających do myślenia, że był on osobą głęboko zaburzoną. Prawdą jest również, że zdecydowana większość psychologów (nawet teraz) to osoby, które przeszły w życiu bardzo wiele, bądź zmagają się z problemami, których za wszelką cenę chcą odjąć innym ludziom (kwestię szkodliwości nieprzepracowanych emocji w tym zawodzie, zostawię na inny temat). Według mnie, głównymi źródłami problemów Freuda był dualizm traktowania za młodu oraz późniejsze uzależnienie od kokainy, które rozwinął niejako nieświadomie, z powodu badań, nad nią prowadzonych. Kiedy mówię o dualizmie ojca psychoanalizy, mam na myśli to, że był zdecydowanie faworytem i oczkiem w głowie swojej mamy, będąc jednocześnie wyśmiewanym i wytykanym palcami poza bezpiecznym, domowym środowiskiem. Te dwie, skrajnie ścierające się siły, niewątpliwie odcisnęły się na jego psychice i zaszczepiły w nim chęć bycia poważanym i nieomylnym, ponad wszystko. By dorównać idealnemu odbiciu swej osoby w oczach matki, kształcił się prężnie i chłonął wiedzę w sposób niemal desperacki. Całkiem możliwe również (chociaż jest to dalece idąca teoria), że jego seksualne napięcie i niezaspokojone żądze wynikały u niego z działania matczynej, nabożnej miłości, którą zresztą odwzajemniał z całą mocą. 

Jeżeli chodzi o kokainę, w czasach młodości Freuda, świadomość o tym jak silny był to narkotyk, praktycznie nie istniała. Kokainę używano jako lek, znieczulenie jak i niegroźną używkę, która poprawiała nastrój i pomagała człowiekowi przezwyciężyć ból, zmęczenie i ograniczenia. Sigmund zakochał się w tym białym proszku i aktywnie badał jego wpływ na ludzki organizm i psychikę. Używał go nie tylko na sobie, swojej żonie Marcie i swoich pacjentach, ale również uzależnił i doprowadził do powolnej śmierci swojego bliskiego przyjaciela Ernsta von Fleischl-Marxow’a – mając nadzieję odjąć mu bólu po amputacji palców i przynieść ulgę w migrenach, których zresztą sam doświadczał. W 1887 roku nauka poznała się na kokainie jako związku o silnym potencjale uzależniającym, jednak Freud nie miał zamiaru porzucać swojej śnieżnobiałej kochanki. Zażywał tą substancję do końca życia, stosując różne metody iniekcji. 😵

Jak wspomniałem już, Sigmund Freud miał bardzo silny kompleks wyższości, zaszczepiony mu przez matkę. Jego pragnienie by dokonywać wielkich rzeczy i być nieomylnym, wielokrotnie pchało go w sieci kłamstw. Często sporządzane przez niego opisy badań i terapii swoich pacjentów, nijak miały się do smutnej rzeczywistości. By wszystko spinało się z jego prywatnymi poglądami, niejednokrotnie fałszował opisy przypadków, koloryzował je i wybielał swoje porażki. Mania wyższości nie pozwala na błędy, szczególnie w umyśle tego, który jest nią dotknięty. Wszystko co nie pasuje do obranego schematu, musi zostać pod niego podciągnięte, każdy argument zracjonalizowany. Mechanizmy które właśnie wymieniłem, pokrewne są zresztą z tymi, które odpowiadają za podtrzymywanie uzależnienia.

Freuda cechował wysoki bezkrytycyzm wobec własnych działań. Najgłośniejszymi i najmroczniejszymi przypadkami jego niesubordynacji względem logiki, były przypadki Emmy Eckstein i Idy Bauer. Pierwsza z pań zgłosiła się do przyjaciela Freuda, doktora Wilhelma Fliessa. Miała problemy menstruacyjne i żołądkowe a także problemy z poruszaniem się. Oboje wysnuli teorie, że jej problemy wynikają z nadmiernej masturbacji i połączyli jej wydumane seksualne napięcie z garbatym, przydużym nosem. Nikt o zdrowych zmysłach nie zrozumie torów, jakimi w owym czasie musiały chadzać ich umysły i jakimi środkami (prócz kokainy) posiłkowali się w diagnozie. Dziewczyna zaufała obu panom i przeszła operację nosa, mało tego, doznała przy tym zakażenia. Opuchnięta, krwawiąca i obolała zgłosiła się do Freuda mając nadzieję, że naprawi on krzywdy, jakich doznała. Ten stwierdził jednak, że krew sącząca się z jej nosa to w istocie wyciekająca miłość do jego przyjaciela, doktora Fliessa. Zdiagnozował ją jako histeryczkę, po czym odesłał do domu, karząc jej wrócić na kolejną wizytę. Gdy stan dziewczyny się nie poprawił, wezwał swojego kolejnego znajomego, lekarza Horaza Ignaza Rosanesa i podczas oględzin obolałego nosa Emmy, okazało się, że to jednak nie o miłość chodziło a o półmetrowy kawałek gazy, pozostawiony w jej dość świeżo zoperowanych zatokach. Jak doktor Fliess mógł go tam pozostawić? Tego również nie wie nikt, natomiast trzeźwy nie był na pewno. Emma już nigdy nie pozbierała się do końca z depresji i traumy, które to pozostawiły trwały ślad na jej psychice i przykuły do łóżka na resztę jej dni. Została jednak „kanapową analityczką”, wyraźnie natchniona negatywnymi doświadczeniami, których zechciała odejmować innym. Freud nie przejął się tym wszystkim, bronił swojego przyjaciela (Fliessa) przed opinią publiczną. Nic zresztą dziwnego, skoro sam maczał palce w sytuacji Emmy, a jak wiemy już, porażka i błędy nie wchodziły w grę. 🙏

Ida Bauer, znana później jako Dora, trafiła do naszego geniusza psychiatrii z powodu napastowania seksualnego przez przyjaciela rodziny, z którego żoną miał romans jej ojciec. Ojciec ten, wysłał ją do Freuda, gdyż widział zaburzenia córki, nie mając również ochoty zrywać dochodowej znajomości z jej krzywdzicielem. Ida miała 14 lat, depresję i bezdech. Moczyła się także nocą i cierpiała na nawracające problemy miesiączkowe. Freud standardowo odleciał. Mimo, że dostrzegł problem molestowania i skomplikowanych zależności w jej środowisku rodzinnym, uprościł diagnozę, skrzywiając ją pod swoje tezy. Uznał, że problemy Idy wynikają (a jakże) z nadmiernej masturbacji i skrytych uczuć do prześladowcy, które skutkują zbyt silnym napięciem seksualnym. Terapia jaką przeprowadził, poskutkowała tym, że Dora zaczęła ujawniać skłonności homoseksualne względem swojej matki i żony prześladowcy, nie zrobił z tym jednak nic, trzymając się swojej początkowej teorii. Ida nie dotrwała końca terapii, uciekła. Wiele innych osób przez lata działalności, zostało przez Freuda pokrzywdzonych bądź po prostu niewyleczonych.

Wiele teorii Freuda, mimo, że celnych, opierało się na kruchych podwalinach, przez co nauka nie miała z nich większego pożytku przez długi czas. Na przykład taki kompleks Edypa został przez niego odkryty przypadkiem (oczywiście kosztem pacjenta) i zaakceptowany z miejsca bez głębszych dowodów, z charakterystycznym dla Sigmunda brakiem krytycyzmu. Jego zapatrzenie w samego siebie, mogłoby skłaniać do tezy, że był on narcystyczny. Narcyzm natomiast jest wysoko toksycznym zaburzeniem, szczególnie dla ludzi wystawionych na narcystyczne oddziałowywanie. 👽

Ostatecznie, jak skończył Freud? Umarł na uchodźctwie w Londynie (naszła go II wojna światowa), poniekąd z powodu raka jamy ustnej (od 24 roku życia palił papierosy, później zaś cygara), który prawdopodobnie dał przerzuty na krtań. Ojciec psychoanalizy jednak nie dał dobić się chorobie, lecz u kresu sił poprosił swojego przyjaciela, Maxa Schura, by ten zaaplikował mu trzy zastrzyki z morfiny, mające ułatwić mu przejście na tamten świat. Po dwóch dniach śpiączki spowodowanej zabójczą dawką, zmarł (był to 23 września 1939 roku). W Wiedniu zaś, cztery jego siostry umarły w obozach koncentracyjnych. Uciekając z kraju nie myślał nawet o możliwości uratowania ich. 👿

Podsumowując, Freud był wysoce ciekawą postacią. Z uwagi na stworzenie podwalin pod współczesną psychoanalizę, określa się go jako geniusza. Nie jest to stwierdzenie przesadzone. Mimo braku dowodów na swoje niektóre teorie, stworzył on dość solidne, psychologiczne jak i psychiatryczne fundamenty. Koncepcje faz rozwoju, trójpodział świadomości (id, ego i superego), waga libido, wartość terapeutyczna snów, zdumiewająca wiedza na temat połączeń między neuronami – wszystko to do dziś stanowi niepodważalną wartość merytoryczną, na której opierano kolejne teorie i z której wysnuwano przez lata wnioski. Smutnym faktem natomiast jest to, że nasz drogi psychiatra tak wielu ludzi poświęcił w swojej drodze do wielkości i nigdy nie przyznawał się do popełnionych pomyłek. Gdyby nie jego córka, Anna, nikt z pewnością stwierdzić by nie mógł, jak bardzo mrocznymi ścieżkami chadzał Freud. Strzegła ona jego sekretów tak samo jak jego przyjaciele, którym niejednokrotnie również za to płacił. Dopiero po śmierci Sigmunda, otrzymaliśmy szersze dane o jego działalności.

To na tyle moi Drodzy, mam nadzieję, że zainteresowałem Was i przebrnęliście przez ten długi tekst bez większego zmęczenia. Zachęcam do pogłębiania swojej wiedzy w przedstawionym przeze mnie temacie. ❤

Pozdrawiam Cieplutko,

Tester Doświadczeń

 

Źródła uzupełniające moją wiedzę:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Sigmund_Freud#Bibliografia

https://www.bryk.pl/wypracowania/pozostale/filozofia/23666-zarys-pogladow-freuda.html

https://viva.pl/ludzie/newsy/zygmunt-freud-kim-byl-krol-psychoanalizy-geniuszem-czy-oszustem-133032-r1/

https://portal.abczdrowie.pl/teorie-zygmunta-freuda-co-naprawde-odkryl-i-jak-dzisiejsi-psychiatrzy-oceniaja-jego-osiagniecia

https://historia.uwazamrze.pl/artykul/1146723/grzechy-zygmunta-freuda

https://zdrowie.interia.pl/kalina-blanszewska/news-nieznane-karty-z-zycia-zygmunta-freuda-tak-traktowal-pacjent,nId,7040839#naglowek-szarlatan-opetany-seksem

https://klubjagiellonski.pl/2023/04/11/wiara-nigdy-nie-zastapi-terapii-a-terapeuta-boga/

https://www.eneteia.pl/o-nas/czytelnia/paradygmaty/cz_freud_fragment/

https://blaber.pl/o-rzeczach/technologie/co-ma-wspolnego-freud-z-kokaina/

(PDF) The case of Emma Eckstein (researchgate.net)

Freud, Sigmund | Internet Encyclopedia of Philosophy (utm.edu)

https://magivanga.com/2015/06/16/kokainowe-lata-sigmunda-freuda/

https://www.medonet.pl/zdrowie,psychoanaliza---teoria--wspolczesna-psychologia,artykul,1729645.html


wtorek, 19 marca 2024

Szōgun - piękno i mrok.

 



No cześć Kochani! ✋

Nie wiem jak Was moi Drodzy, ale mnie zauroczył nowy serial spod szyldu Disney’a, SZŌGUN. Dawno nie miałem tak bardzo jednoznacznie pozytywnych odczuć wobec jakiejś produkcji. Niemal wszystko się tam spina w idealną całość. Mówi się, że to będzie serial na miarę pierwszego sezonu Gry o Tron. Powiem wam, że pamiętam dobrze ten sezon, uczucie napięcia i pewnego głodu kolejnych scen, które to towarzyszyły mi w podróży przez Westeros wraz z bohaterami... i tak, tutaj jest to samo, tylko lepiej. Być może przesadzam jako fan japońskich produkcji, mang, anime oraz wyjątkowej kultury i poczucia stylistyki, jakie niewątpliwie cechują kraj kwitnących wiśni. Nie mniej pragnę zwrócić Waszą uwagę czytelnicy na parę istotnych kwestii, które podpierają moją tezę o tym, że już teraz mogę stwierdzić, że będzie to serial bardziej udany niż namaszczona honorami Gra o Tron. Piszę tą polecajkę podpartą prywatnymi opiniami, obejrzawszy ledwie cztery odcinki (gdy to czytacie, zapewne pochłaniam piąty). Mam nadzieję, że nie pożałuję swojej wczesnej ekscytacji. Zaczynajmy więc… 😉

Pierwsza rzecz to kadry. Zbliżenia na bohaterów i ujmowanie ich sylwetek w sposób dynamiczny, obierając różne, czasem (choć rzadko) nieoczywiste pozycje z których możemy na nich patrzeć. Szerokokątne ujęcia, gdy scena potrzebuje należytego rozmachu i stanowi wprowadzenie do danej akcji. Tunelowe ujęcia z elementami filtru rybiego oka podczas poruszania się, gdy kamera znajduje się za plecami bohatera a także przy gęstnieniu akcji. Ujęcia z lotu ptaka by oddać klimat i przepych przepięknie częściowo wygenerowanej a częściowo zaprojektowanej Osaki, bądź by ukazać zamieszanie podczas scen batalistycznych. 💣

Twórcy są pewni swoich aktorów, szanują wykreowanych bohaterów i za każdym razem nie pozwalają widzowi odwrócić od nich wzroku, stosując nierzadko efekt rozmycia na wszystko poza aktualnie ukazywanym aktem, na którym widz winien się skoncentrować.

Paleta barw którą operuje serial jest stonowana i nienachalna, idealnie pasująca do tonu opowieści i do scen w danej chwili przedstawianych. Postawiono tu na barwę żółtą z akcentami zieleni i błękitu. Niezwykle dobrze i naturalnie pokrywają się one z krajobrazem złożonym z jasnego drewna, ubłoconej ziemi, nieba i tradycyjnych, japońskich szat. Warto zauważyć, że paleta tych kolorów często używana jest w produkcjach przedstawiających dawne czasy i charakteryzujących się dojrzałą opowieścią. 😎

Widać na pierwszy rzut oka jak w każdej scenie oświetlenie i rzucane cienie, a także cała scenografia, nadają klimatu i wyrazu. Z losowych kadrów, można by było utworzyć sobie niezgorszą tapetę na ekran swojego pulpitu. Wielokrotnie łapałem się na tym, że śledzę w danej scenie refleksy światła, przemykające cienie – wszystko zostało przygotowane i nakręcone ze starannością i pieczołowitością godną najlepszych produkcji.

Dialogi napisane są z polotem, rozwagą i pewną dozą dramaturgii. Bohaterowie rozprawiają o sensie życia, poruszają kult śmierci, wymieniają się grzecznościami, oddają sobie szacunek, knują, wieszczą, dogryzają, negują wiarę, tracą i zdobywają zaufanie – czyli wszystko co uwielbialiśmy w takich produkcjach jak wspominana już przeze mnie Gra o Tron, ale też House of Cards, Ród Smoka, The Crown czy Wikingowie. Jak widzicie Kochani, staram się w swoich przemyśleniach nie poruszyć ani jednego wątku czy choćby sceny by nikomu kto jeszcze z produkcją się nie zapoznał, nie odbierać ni kszty przyjemności z seansu. 👍

Sceny walki zostały zaprojektowane prawidłowo. Dynamiczna pracy kamery sprawnie prześlizguje się między bohaterami i należycie ogarnia strefy starć. Na siłę mógłbym przyczepić się do samej choreografii walki, gdyż wykonana jest po prostu poprawnie, nie oferuje znakomitego poziomu prezentowanego chociażby w pierwszym sezonie Netflixowego Wiedźmina czy w Wikingach. Wydaje mi się jednak, że to zbytnie czepialstwo z mojej strony z uwagi na jakże odmienny charakter opowieści i prezentowanych czasów. Jeżeli chodzi o brutalność, wydaje mi się być odpowiednio dostosowana i zgrana z wagą przedstawianych wydarzeń.

O muzyce powiedzieć można wiele. Definitywnie jest również mocnym aspektem produkcji i godnym dopełnieniem całości. Nie jest ona inwazyjna, nie jest wyrwana z klimatu samej produkcji, nie psuje też scen a nadaje im charakteru, potęgując emocje, które i tak już targają widzem. W wielu dobrze napisanych produkcjach jakie oglądałem, to muzyka męczyła najbardziej. Tutaj tego nie uświadczymy, bowiem, gdy się pojawia, stanowi tylko klimatyczne tło i potęguje doświadczenie oczu.

Chciałbym poruszyć przy okazji tej produkcji trochę kwestii psychologicznych, nie pozwala mi jednak na to forma, którą sobie na potrzeby tej polecajki przyjąłem. By analizować niektóre zjawiska, które miały miejsce na przestrzeni tych paru odcinków (a działo się!), musiałbym szczegółowo przeanalizować ich wszystkie aspekty. Zapewne jeszcze to zrobię, może jakiś czas po zakończeniu pierwszego sezonu? To może być odpowiedni moment, by dać wszystkim potencjalnym odbiorcom okazję do obejrzenia produkcji.

Podsumowując, po prostu polecam. Naprawdę warto było spędzić te parę godzin by utonąć w tym niezwykłym, orientalnym klimacie… i przepaść bez reszty. 👐

Ślę ku Wam pozdrowienia!

Wasz Tester Doświadczeń


czwartek, 14 marca 2024

Mamo, chcę tatuaż !

 



Cześć i czołem moi Wspaniali Czytelnicy ! 😁

Od jakiś paru miesięcy, może czterech, może pięciu - jestem szczęśliwym posiadaczem tatuaży. Od dziecka marzyłem by ozdobić nimi swoje ciało. Zawsze niesamowicie odpowiadała mi ich estetyka. Ludzie z tatuażami wydają się często bardziej barwni, bardziej znajomi i transparentni. Cóż jest, bowiem bardziej wyrazistego i oczywistego, niż wyryty na skórze wzór. Wszystko niby fajnie, ale sprzyja to jednak często patologii opiniotwórczej, co jest raczej przykrym doświadczeniem, które nie powinno istnieć w cywilizowanym świecie świadomych ludzi. Nasza świadomość jako jednostek, nieustannie idzie w górę, mimo okresowego wrażenia jakoby spadała w dół. Wrażenie to potęgowane jest przeważnie przez konserwatywne poglądy, bowiem w zdecydowanej większości miejsc na Ziemi, największe zasoby opiniotwórcze mają ludzie, którzy utknęli mentalnie w innych czasach - dla których o wiele wygodniej jest się nie zmieniać. Jest to wina tylko i wyłącznie lenistwa i potrzeby komfortu psychicznego z uwagi na to, że mózg człowieka cechuje wysoka plastyczność, niemal do końca jego dni. Oczywiście a propos patologii opiniotwórczej, może ona podążać i w drugą stronę. Ktoś, kogo widzimy i nie znamy, może się nam wydawać kimś nad wyraz wyjątkowym, dobrze ułożonym, wysoko postawionym – co niekoniecznie zwiastuje taki właśnie stan rzeczy. 🙈

 Wracając do tatuaży. Opinia, jaka krąży na ich temat (jak wiele innych opinii na wiele innych tematów) standardowo jest dość podzielona. Chociaż świadomość i tolerancja stopniowo przesuwają nasze granice pojmowania coraz dalej, wciąż w wielu środowiskach posiadanie tatuażu uważa się za nieestetyczne, niewłaściwe, śmieszne bądź zwyczajnie obrzydliwe. Grupy społeczne zawierające w sobie rolę wychowawczą i sprawczą jak nauczyciele, lekarze, pedagodzy, psychologowie, pracownicy administracyjni, politycy czy przedstawiciele handlowi, wciąż jeszcze mogą spotykać się z ostracyzmem i utrudnieniami natury zawodowej, jeżeli zdecydują się na posiadanie tatuażu w stosunkowo widocznym miejscu. Niekiedy spotykać już można się z opiniami na temat popularnego postulatu „Twoje ciało, Twoja sprawa” i zaprzestaniem stygmatyzacji pod tym kątem ludzi innych niż my sami… jednak to nadal jest raczej odstępstwo od normy niż norma. Powiedzmy sobie jasno, nie pochwalam tatuaży u osób nieletnich, szczególnie u dzieci. Człowiek powinien posiadać wszelką wiedzę i zasoby intelektualne zanim podejmie decyzję, która może wpłynąć na jego postrzeganie w przyszłości nie tylko przez innych, ale i siebie samego. Usunięcie tatuażu jest bolesne, kosztowne i pozostawia ślady, które przykryć można w pełni jedynie nowym tatuażem, jest to więc decyzja mająca istotny wpływ na komfort bycia. Można powiedzieć, że podobnie jest z piercingiem u dzieci, jednak nie inwazyjny piercing jak przekłute ucho, rzadko rzutuje jakkolwiek na wizerunek, choć niegdyś było to czymś niezwykłym. 😅

Żeby w pełni zrozumieć, czym jest tatuaż i od jak dawna jest stosowany u ludzi, trzeba by było cofnąć się do czasów pradawnych. Już ludzie przed 3000 rokiem p.n.e., robili sobie prowizoryczne tatuaże mające różnoraki wydźwięk. Dzielono je na tatuaże plemienne a także religijne i zdrowotne, mające odniesienia do pradawnego okultyzmu. Tatuowano sobie proste wzory świadczące o jakiś wyjątkowych osiągnięciach lub runy i symbole mające uzdrawiać bądź zatrzymywać postępujące choroby. Z czasem zaczęto tatuować istotne chwile, wizerunki bóstw, cykl życia i śmierci oraz ważne sentencje. Zjawisko tatuażu rozwijało się wraz z ludźmi, lecz poza przypadkami występującymi w wielkich, dawnych cywilizacjach jak Grecja, Egipt czy Mezopotamia – nadal wzory na ciele były prymitywną oznaką nieokrzesania i bardziej powodem do strachu niż do szacunku czy podziwu. Nie będę was więcej męczył historycznymi faktami, jeżeli ktoś chciałby się mocniej w temacie dokształcić, źródeł jest cholernie wiele. Skupić chciałbym Waszą uwagę na kojarzeniu, emocjach i poznaniu spojrzenia na problem, jakim jest stygmatyzacja z uwagi na posiadanie tatuaży, szczególnie pewnych grup społecznych, o których napomknąłem wcześniej. 👂

 Nauczyciele i Pedagodzy - te dwie grupy połączę w jeden pakiet, ponieważ, potocznie nazywa się ich tak samo: pedagogami. Dołączyć mogę tu jeszcze psychologów z uwagi na podobne zarzuty wobec nich kierowane. Oświata nie ma lekkiej ręki dla osób z tatuażami, chyba, że są one dla dzieci niewidoczne podczas zajęć. Nawet wtedy jednak, mogą pojawić się problemy, jeżeli tatuaż widoczny jest w miejscu, na co dzień transparentnym, takim jak przedramię. Jak wiadomo, dzieci, szczególnie w wieku wczesnoszkolnym znane są z „małpowania” zachowania dorosłych. Rzucając biologicznym określeniem można rzec, że w procesie nauczania posługują się w znacznej części neuronami lustrzanymi. Dzięki tym specyficznym neuronom potrafimy rozpoznawać emocje rozmówcy, cechować się empatią i rozwijać się poprzez obserwację i naśladownictwo. W szkole, (ale i w domu) działa to w prosty sposób, dziecko pragnie naśladować osoby, które uważa za wyżej w hierarchii niż ono samo, ponieważ ma odgórne, nieświadome założenie, że ktoś, kto żyje dłużej, musi mieć rację, gdy coś robi. Dzieci naśladują także swoich rówieśników, jeżeli tylko ich zachowania są w jakiś sposób dostrzegane przez innych. Okres wczesnoszkolny jest bardzo niebezpieczny w życiu młodego człowieka, kiedy to podatny jest mocno na manipulacje i wykorzystywanie. Nauczyciel, psycholog czy pedagog powinni być dla dziecka wzorem do naśladowania. Kimś czystym, bezstronnym, nieniosącym za sobą żadnych przekonań kulturowych, z tego względu odradza im się zdobienie swojego ciała i stygmatyzuje się ich, gdy wyłamują się z tego schematu. Zatrzymajmy się tu jednak na moment, ponieważ jest coś godnego rozważenia na tym poziomie. Czy człowiek, ucząc drugiego człowieka, będąc dla niego mentorem, kierunkiem i opoką, jest w stanie nie narzucać mu swoich poglądów, uwolnić się od naleciałości z okresu swojego życia i puryfikować swój przekaz? Uważam, że nie da się tego zrobić w pełni. Natomiast czy wzbudzenie w dziecku określonych emocji, ciekawości, chęci naśladownictwa czy może zaszczepienie mu negatywnych skojarzeń, jest na pewno czymś, co jest nieodwracalne i czymś, czego należy się szczególnie obawiać i wystrzegać? Dziecko winno móc poznawać wszelkie emocje, te radosne i te trudne, tak by w przyszłości móc sobie z nimi lepiej radzić. Dziecko powinno wiedzieć, że istnieją ludzie wielu rodzajów, nie tylko tacy, których z jakiegoś powodu chcemy by widziało i że nie należy nikogo traktować z góry, żywiąc wobec niego uprzedzenia. Głównym motorem napędowym i niosącym ze sobą wartość edukacyjną jest rozmowa, szczególnie, gdy dzieci w młodym wieku, jeszcze przed okresem buntowniczym są do tej rozmowy chętne. Bądźmy szczerzy, nie uniknie się zaszczepienia dziecku poglądów i całej gamy różnych zachowań i emocji, trzeba by było je trzymać pod kloszem i nigdy nie wypuszczać na światło dzienne. To błędy wychowawcze i brak komunikacji w rodzinie oraz szkole doprowadza do problemów, nie to czy ktoś ma tatuaż na ręce, dwie inne skarpetki czy koszulę wyjętą ze spodni. 😔

Drugą grupę zawodową zbiorę jeszcze w ciaśniejszą całość. Nazwę ją „ludźmi poważnymi”. Jako że tatuaże historycznie (przepraszam) wywodzą się ze środowisk plemiennych a później spopularyzowane zostały przez grupy więzienne i gangsterskie, „poważnym ludziom” nie przystoi się nimi przyozdabiać. To jest cały, kolosalnych rozmiarów argument stworzony przez konserwatywne środowiska by zachować z dawna wymierające wartości i wprowadzać sztucznie napompowane normy. 😱

Pozostaje jeszcze często podnoszona kwestia zdrowia psychicznego. Istnieje wiele badań, które obrazują, że predyspozycje do tatuowania swojego ciała częściej mają grupy ludzi z zaburzeniami psychicznymi, skłonnością do podejmowania ryzyka, dużymi pokładami agresji, jak i również ludzie niestabilni emocjonalnie i podatni na nałogi… czy o innych psychopatologiach, także w aspekcie przeżywania bólu. Należy jednak wspomnieć, że jest tak samo wiele badań, w tym często nowszych, które pokazują, że wcale być tak nie musi. Tatuaże podnoszą pewność siebie, mają zdolność do pomocy w leczeniu traum, pełnią funkcje gratyfikacyjną, oczyszczającą czy przypominającą o ważnych dla posiadacza wartościach i wspomnieniach. Są również formą sztuki, cieszą oczy. Nawet więc, gdy jakieś wyniki pokrywają się z tymi starszej daty to, gdy się przyjrzeć statystykom, różnice względem ludzi nieposiadających tatuaży, są raczej marginalne. Jaki z tego morał? Do badań i ich analizy należy podchodzić ZAWSZE z rozmysłem i rezerwą. Pamiętajmy jak wielu ludzi żyje na świecie, a jak wielu bierze udział w badaniach. Są to odsetki odsetek, natomiast metody prowadzenia badań i kryteria oceny osób badanych, zawsze pozostawiają wątpliwości. Oczywiście drugą stroną medalu jest fakt, iż nie ma lepszego źródła relatywnie wiarygodnych informacji niż właśnie naukowe badania. 👍

No cóż, podsumowując, należy zaznaczyć moi Drodzy, że mimo całej, niezbyt ciekawej otoczki politycznej, której jesteśmy świadkami na całym świecie... Mimo różnic, wojen i niesnanek – świadomość ludzi w kierunku akceptacji innych, stopniowo wzrasta. By coś zaakceptować, trzeba to zrozumieć. Akceptacja bez rozumienia to tylko tolerancja, zaś z nią bywa różnie. Uczmy się myśleć logicznie i pojmować szerszy kontekst spraw, jakie nas otaczają. Nie dajmy sobie wmówić, że coś jest złe - bo było kiedyś, bądź coś jest złe „bo tak”. Manipulacja otacza nas z każdej strony i tylko MY możemy ograniczać to jak na nas wpływa.

Pozdrawiam Serdecznie i życzę miłego dzionka! 👌

 Tester Doświadczeń.

niedziela, 10 marca 2024

Zaufanie ulicy, czy już tylko wiara ?

 



Tau – Street Credit

 

Siemka,

Chciałem podzielić się moimi przemyśleniami na temat tego kawałka. Wywarł na mnie nie małe wrażenie, myślę jednak, że spowodowane głównie tęsknotą do lat mojej młodości. Bardzo dobrze pamiętam jak ważną personą o niecodziennym spojrzeniu na świat i enigmatycznych, przesiąkniętych mistycyzmem tekstach był niegdyś Medium. Była to postać nietuzinkowa w polskim rapie, ktoś o elokwencji Łony, połączonej z dzikością Magika. Z pewnego punktu widzenia niewiele się zmieniło przez ten czas w temacie samych tekstów Piotrka, zamknął się jednak na poligamię odczuć i doświadczeń na rzecz jasno sprecyzowanego, chrześcijańskiego przekazu, co wyraźnie odbiło się na jego popularności i sposobie odbioru przez słuchaczy. Jak sam wielokrotnie zaznaczał w tekstach, gdyby nadal wydawał jako Medium i kontynuował neutralny poglądowo przekaz, zahaczając tylko tematy religijne i nie nadając im wiodącego prymu, powstrzymując się od twardego umiejscawiania się w roli nawróconego bezbożnika, byłby teraz jednym z topki Polskich raperów. Smutne jak życie bywa przewrotne i nieuczciwe, gdyż uważam, że nadal jako Tau, prezentuje duży poziom techniczny pod względem tak i flow, jak i stylistycznym oraz konstrukcyjnym samych tekstów. 👏

Odbiegając od artystycznego talentu, poniekąd rozumiem przemianę Piotrka. Osoby uzależnione i z problemami, często uciekają w stronę wiary. Pozwala to nadać sens ich egzystencji, przezwyciężyć trudności czy po prostu zdobyć przeświadczenie, że nie są sami a to co ich spotkało jest częścią czegoś większego. Znałem paru ludzi, którzy poszli tą drogą i do dziś nie pożałowali. Należy jednak mieć na uwadze, że od podpierania się wiarą do fanatyzmu i bezkrytycyzmu religijnego jest naprawdę niedaleka droga. Tau często balansuje na tej cienkiej krawędzi, stąd aż tak duża konsternacja większości słuchaczy, która niegdyś dała by się za niego odstrzelić. Istnieją przesłanki, że głęboka i oddana wiara w jakąkolwiek religię, tożsama jest do pewnego stopnia z zaburzeniami psychicznymi o charakterze paranoidalnym. Istnieje parę wspólnych cech, które występują u osób desperacko wierzących i tych, dotkniętych zaburzeniami paranoidalnymi, w tym schizofrenią. Urojenia, omamy, owładnięcia, dereizm czy gwałtowne zmiany nastroju – oto pokrewne czynniki, zaznaczam jednak, że nie każda osoba głęboko wierząca doznaje ich wszystkich, bądź nawet którejkolwiek z nich.👽

Wracając zaś do samego utworu, miło, że Tau mrugnął okiem do starego fanbase’u i jeszcze raz po latach wcielił się (choć przyznam, że pobieżnie) w rolę Medium. Charakterystyczne, nieco dzikie, wysokotonowe, zaciągające głoskami flow zawsze mocno wpadało mi w ucho. Plastyczność wokalu Piotrka jest doprawdy zdumiewająca, zważając na fakt, iż boryka się on od wielu, wielu lat z lekką wadą wymowy. Sama stylistyka tekstu jest dosyć prosta, nie znaczy to jednak, że nie czuć ogromu pracy, który potrzebny jest do sensownego połączenia rymów w całość historii. Jako ktoś kto zajmował się kiedyś muzyką, oraz ktoś kto pisze czasem mniejsze „dzieła” literackie, naprawdę doceniam to jak zgrabnie stworzony jest tu trzon sensu opowiadanych zdarzeń. Druga zwrotka, skonstruowana głównie z dźwiękopodobnych rymów następujących bezpośrednio po sobie, bardzo przypomina mi niezliczone kawałki Trzeciego Wymiaru, który na scenie polskiej był ewidentnie prekursorem sklejania rymów w taki sposób. 💪

Na pochwałę zasługuje także podkład muzyczny, uderzający w tony lat 90tych. Piotrek już od długiego czasu STARA SIĘ iść śladami O.S.T.R. i być sobie kapitanem, załogą, statkiem i kotwicą. Ma to na pewno swoje plusy w postaci ograniczonego przejmowania się końcowym rezultatem swojej twórczości (buduje także poczucie niezależności i dumy), jednak z pewnością ogranicza jednocześnie zasięgi, kontakty i promocję. Podsumowując krótko: Choć Tau już nigdy nie będzie Medium, Medium żyje wciąż w Tau. Nie potępiam Piotrka za jego zmianę czy muzykę, definitywnie stara się być dobrym człowiekiem, niosącym zazwyczaj ciepły, chrześcijański przekaz. Od dłuższego czasu nie czekałem na nową płytę tego rapera. Nakłonił mnie jednak i teraz z chęcią ją sprawdzę. 👍

Trzymajcie się i miłego dnia! 💙

Tester Doświadczeń.





środa, 6 marca 2024

Zapoznajmy się :)




 

Dzień dobry, Kochani Czytelnicy!

Witam na moim blogu. Stworzyłem go z myślą o realizacji swoich ambicji i samorozwoju. Od wielu lat kreuję małe „dzieła” literackie, sporadycznie umieszczając je w sieci bądź spisując w zeszycie. Zdecydowana większość tego co kiedykolwiek napisałem nie wyszła poza grono najbliższych osób lub została opublikowana pod różnymi, anonimowymi nickami. Pomyślałem, że nadszedł w końcu czas by zrobić coś swojego i zacząć działać pod spójnym, artystycznym pseudonimem. Nazywam się Michał, dla Was zaś, będę odtąd znany jako Tester Doświadczeń. 😎

Skąd pomysł na pseudonim? Otóż, mogę stwierdzić, że w życiu przeżyłem całkiem sporo, zazwyczaj również mam wiele przemyśleń i rzeczy do powiedzenia. Będę naprawdę zadowolony mogąc się nimi dzielić. Z pomocą tego bloga, zamierzam publikować artykuły, felietony, wiersze, teksty muzyczne, haiku, rozprawki, porównania a także opisy i relacje. Będą tu komentarze, odwołania, wyznania, polecajki, recenzje, testy a może i krótkie opowiadania. Wszystko to o tematyce mocno rozbieżnej. Jedyne sprawy, których z całą pewnością nie zamierzam tu szeroko poruszać, są tymi politycznymi. W toku „szału” piśmienniczego nie mam złudzeń, że chcąc, nie chcąc mogę w jakiś sposób o ten temat zahaczyć, jednak nigdy nie będzie poruszany w pełnym spektrum. Nic bowiem tak nie elektryzuje w negatywny sposób ludzi, jak robi to polityka. 😅

Czym się zajmuję na co dzień? Aktualnie jestem pracownikiem dość małej firmy, zatrudnionym w roli magazyniera. Ze względu na to, że w czasach pełnego wsparcia rodzicielskiego zdecydowanie zaniedbałem swoją edukację na rzecz szeroko pojętych swawoli, studiuję aktualnie w trybie zdalnym i jest to jedyna forma edukacji na jaką mogę sobie pozwolić. Kształcę się w kierunku psychologii, w przyszłości myśląc o pracy z dziećmi wymagającymi specjalnego traktowania i osobami z problemem uzależnienia. Wolny czas spędzam (jak widać) na pisaniu, oglądaniu seriali, nauce, słuchaniu podcastów, śledzeniu polityki, czytaniu a także na graniu w gry komputerowe. Jak możecie zauważyć, są to dość prozaiczne i „nerdowskie” czynności. Gdzie w tym wszystkim kontakty międzyludzkie? W tym tkwi cały problem, kiedyś opowiem. Na chwilę obecną ujmijmy to w ten sposób – nie jestem dobry w długofalowym utrzymywaniu relacji. Mimo łatwości w nawiązywaniu kontaktu, cechowaniu się empatią i zrozumieniem, nie potrafię dobrze pielęgnować znajomości. Czy jestem w związku? Tak, jestem w związku. To jednak trochę inny rodzaj relacji, nie warto porównywać. 🙈

No cóż, to tyle o mnie słowami wstępu. Żywię głęboką nadzieję, że się polubimy i będę mógł czerpać informacje i inspirację z Waszego zdania. Natomiast liczę też na to, że Wy znajdziecie inspirację i przydatne informacje w moich „wypocinach”.

Pozdrawiam Was serdecznie i życzę Nam udanej współpracy. ✌

Wasz Tester Doświadczeń.

Medytacja - po co? Na co? Jak?

  Dzień Dobry Kochani,   W dzisiejszym tekście poruszę temat medytacji, wplatając przy tym kawałki mojej własnej z nią historii. Myślę, ...