czwartek, 25 kwietnia 2024

Dusza – wyjątkowy mit, czy obrazowe pojęcie?

 



Dzień Dobry Czytelnicy! 💛

 

Dusza to bardzo wrażliwy temat. Nie tylko z uwagi na jej domniemaną, delikatną strukturę, ale także dziedzictwo kulturowe i dogmaty religijne, które kultywują jej istnienie niemal jak jeden mąż. Koncepcja duszy może być rozumiana na wiele sposobów. W rozumieniu artystycznym, mówi się nieraz, że coś posiada duszę. W tym znaczeniu, pojęcie to oznacza, że twórca przelał w swoje dzieło istotę samego siebie, co powoduje, że potencjalny obserwator może z powodzeniem poczuć emocje, które targały artystą w procesie tworzenia. Do potocznego języka, weszło także wiele zwrotów, odnoszących się do duszy. Mówi się, że utraciliśmy duszę (kiedy się poddajemy, bądź odchodzi od nas ważna osoba) lub, że mamy duszę na ramieniu, co oznacza, że jesteśmy pełni obaw, ale i nadziei. To tylko dwa przykłady a podobnych kolokwializmów jest tak wiele, że nie starczyłoby mi chęci by wymienić i opisać je wszystkie, szczególnie biorąc pod uwagę rozbieżności kulturowe. 😅

No więc, przechodząc niejako dalej, czym jest dusza? Dusza to materialny bądź niematerialny byt (ale czy na pewno?), zamieszkujący ciała istot żywych. W zależności od religii, różnią się przekazy mówiące o tej podobno niezwykłej substancji duchowej. Jednym stworzeniom duszy się odmawia, innym nadaje się nieadekwatne piękno tego niewidocznego „organu”. Od bardzo dawnych czasów, wielcy filozofowie spierali się ze sobą w kwestiach duchowych. Dyskutowali nad tym czy dusza jest bytem, rozważali czy każdy ją posiada, głowili się nad wartościami, które by do niej przypisać. Opiszę pokrótce tezy trzech najbardziej wpływowych filozofów, którzy rozwinęli w swoich czasach koncepcję duszy, tworząc podwaliny pod kolejne rozważania. Pierwszym wielkim filozofem poruszającym koncepcję duszy, był Sokrates. Sokratesa powinniśmy kojarzyć przede wszystkim z jego niesamowicie bystrego umysłu i znacznego rozwoju filozofii jako nauki. Rozwinął on podstawy ekstrakcji informacji oraz myślenia opierającego się na logicznym krytycyzmie. Nie był jednak typowym logikiem, stąd zabrano mu po wielu latach rozważań, tytuł „ojca logiki”. 😔

Sokrates uważał, że dusza jest rdzeniem człowieka. Jego prawdziwym ja. Nieśmiertelnym i wiecznym. Z dostępnych źródeł, nie można do końca wywnioskować, czy pojmował on duszę w kontekście religijnym. Nie odwoływał się bowiem do żadnej boskości ani duchowości, głosząc swoją tezę. Można wywnioskować, że dla Sokratesa dusza była jednocześnie przenośnią i ideą. Z pomocą koncepcji psyche (duszy), próbował on przekazać, że nie należy skupiać się na materialnych dobrach, ale na intelektualnych rozważaniach i pielęgnowaniu w sobie cnót, które ubogacą naszą egzystencję i umilą ją innym, z którymi w czasie życia wchodzimy w interakcję. Ze studiów Sokratesa, dowiadujemy się, że rozwój duszy to najistotniejszy cel życia. 😮

Tezę Sokratesa na temat duszy, kontynuował Platon, jego uczeń. Mimo przyjęcia zdania swojego nauczyciela na temat duszy jako nieśmiertelnego rdzenia ludzkiej egzystencji, odseparował ją jednocześnie od człowieka, czyniąc z niej niejako osobny byt. Platon posługiwał się twierdzeniem, że „człowiek to dusza uwięziona w ciele”. Podzielił on również dusze na trzy części składowe: rozsądek, pożądliwość i popędliwość. Jeżeli te trzy odłamy działają jako jedna całość, tworzą idealny byt. Jeżeli zaś, któryś z nich wybija się przed pozostałe, rozbija harmonię i rozwija niepotrzebne przywary, będące obciążeniem dla egzystencji. 😢

Trzecim i ostatnim wielkim myślicielem, którego chciałbym zawrzeć w tym tekście, jest Arystoteles. Tak jak Platon był uczniem Sokratesa, tak Arystoteles był uczniem Platona. Arystoteles namieszał trochę w teorii swoich poprzedników, stwierdzając, że dusza, może i jest rdzeniem człowieka, ale na pewno nie w pełni nieśmiertelnym i na pewno nie osobnym. Powiązał on duszę ściśle z ciałem fizycznym, nadając jej materialny wymiar. Podobnie jak Platon, jednak z pomocą własnych przekonań, podzielił on duszę na trzy części: wegetatywną (cykl życia), zmysłową (postrzeganie zmysłowe) i rozumną – czynną i bierną. 🙈

Jak widać, od czasów starożytnych dużo mówiło się o duszy, jednak stanowiła ona wtedy koncept, niejasne pojęcie, godne jeno rozważania. Później dopiero nadszedł czas na umiejscawianie duszy jako prawdziwie Boskiego pierwiastka, z którego pochodzi wszelkie, rozumne życie. Osobiście uważam, że pod tym względem niebywale cofnęliśmy się w tył, bowiem dla człowieka racjonalnego, koncepcja duszy jako Boskiego tworu, jest niedorzeczna i godząca we wszelkie logiczne założenia. Póki rozważano duszę w obrębie człowieka, próbując ją umiejscowić w hierarchii potrzeb i wiązać ją ze świadomością i umysłem, póty czyniono dobrze i rozważnie. Są to jednak moje osobiste przemyślenia w tym temacie, to oczywiste, że szanuję każde inne zdanie, szczególnie poparte akceptowalną argumentacją. 💙

Przechodząc do religii, koncepcja duszy, obecna jest w niemal każdej z nich, a nawet te od niej wolne, potworzyły konstrukty podobne do tych odrzuconych. Tutaj ponownie, jeżeli miałbym opisywać wierzenia i odniesienia każdej jednej kultury, która obecna jest na świecie, nie starczyłoby mi siły w palcach. By nakreślić jednak, choćby jako tako, różnice względem pojmowania duszy i obraz jej idealizowania, wybiorę religie (bądź systemy religijne), które możliwie się od siebie różnią. Będą to kolejno: Chrześcijanizm, Hinduizm, Taoizm i Buddyzm. Coś czuję, że wyjdzie z tego kawał tekstu… 😆

W religii chrześcijańskiej, wszystko opiera się na koncepcji jednego Boga w trzech osobach. Poszczególne odłamy chrześcijańskie, niekoniecznie się ze sobą w tej kwestii zgadzają. Z uwagi na taką, nie inną prawidłowość wierzeń, mimo wszystko jest to religia monoteistyczna (skupiona na jednym elemencie, jakim w tym wypadku jest Bóg). Jako że czytają mnie tylko osoby z Polski, bądź zaznajomione z kulturą i wierzeniami, panującymi w naszym kraju, uważam za niezasadne, rozwijanie koncepcji wierzeń chrześcijańskich. Skupmy się na duszy. Wedle chrześcijan, dusza jest darem od Boga. Jest nieśmiertelna i stanowi najwyższy akt miłości Stwóry do człowieka. Odgrywa ona główną rolę i stanowi jednocześnie narzędzie kontroli w rękach duchownych. Od zawsze straszy się dzieci, że jak będą niegrzeczne to pójdą do piekła, ponieważ człowiek nie dość, że rodzi się z grzechem pierworodnym (zerwanie owocu przez mitologiczną Ewę, której wszelkie potomstwo zostało ogni przeklęte na wieki przez Boga Ojca), to jeszcze dusza pamięta wszelkie złe uczynki. Niektóre z poczynań mogą zostać ugłaskane (odpuszczone) z pomocą spowiedzi, niektóre zaś kalają duszę na zawsze, skazując jej posiadacza na wieczne potępienie, bądź czyściec, jeżeli żal za popełnione grzechy jest szczery. Dobre uczynki, równocześnie nie nadpisują tych złych – z czym zgadzam się w moim rozumowaniu. 😁

Jeżeli chodzi o hinduizm, mamy tu do czynienia z religią jednocześnie monoteistyczną, henoteistyczną (jeden Bóg nad wieloma) jak i politeistyczną (wielu Bogów), posiadającą rozległy panteon Bóstw, które są w różny sposób pojmowane z powodu licznych rozłamów religii na przestrzeni wieków (jak to zawsze bywa). W hinduizmie funkcjonuje wiara w dewów i dewi (odpowiednik naszych aniołów, lecz także emanacje Boga), Boga bądź Bogów absolutnych, wędrówkę dusz i różnorakie wcielenia poszczególnych Bogów. Pod względem wierzeń w mnogość istot posiadających boski bądź duchowy pierwiastek, hinduizm zajmuje pierwsze miejsce wśród religii.  Co ciekawe, hinduizm uznaję Buddę jako jednego z awatarów Wisznu, który obok Brahmy i Śiwy jest jednym z naczelnych dewów, tworzących razem Trimurti (Boga w trzech obliczach). A co z duszą? Podobnie jak u chrześcijan, dusza jest nieśmiertelnym tworem i darem od Boga. Hindusi wierzą jednak, że duszę posiada każdy twór. Nie ważne czy jest to człowiek, zwierzę, roślina czy rzecz. Jak wspomniałem pokrótce wcześniej, dusza przechodzi przez serię wcieleń, nim doznaje tak zwanej mokszy (oświecenia) i może zaprzestań wędrówki, spajając się ze światem. Dusza w ujęciu hinduistycznym, tak jak w chrześcijańskim, nie jest pod żadnym pozorem doskonała, ale w przeciwieństwie do wierzeń w Jahwe, może się taka stać, dochodząc z czasem do boskiej perfekcji. 👼

No to jak wygląda koncepcja duszy w systemie religijnym jakim jest taoizm? Taoizm jest niezwykle ciekawy, ze względu na mnogość ewolucji jakich doznał, otwierając się na czerpanie wiedzy z różnych religii i nurtów filozoficznych. Taoiści w zależności od odłamu, wierzą w bóstwa bądź i nie, najważniejszym obiektem kultu jest zaś osoba zwana jako Laozi (taoistyczny odpowiednik Buddy). Głównym motywem funkcjonującym w tym systemie jest dao (potocznie tao). Dao to esencja wszechrzeczy, niewysłowiony absolut, kosmiczna energia, rytm początku i końca, wieczna przemiana, sprzeczność i zmieszanie, podłoże pod każde działanie. Tylko poprzez rozwój duchowy, życie w zgodzie z naturą i zaprzestanie dążenia materialnego (tak zwane wu wei, swoją drogą zaczerpnięte ze stoickiej koncepcji życia) można spróbować osiągnąć harmonię z dao. Dusza w taoizmie traktowana jest jako część kosmicznej energii dao, które przenika wszystko i daje życie. Z tego powodu traktowana jest jako nieśmiertelna cząstka egzystencji, która potrafi ewoluować i doskonalić się z kolejnymi wcieleniami, aż gotowa będzie powrócić do źródła i znów stać się częścią dao. W taoizmie, kładzie się szczególnie duży nacisk na medytację jako formy samodoskonalenia, podobnie zresztą jak u Buddystów. 😊

Na koniec został już tylko Buddyzm.  Mogę nie być tu obiektywny, bowiem kocham Buddyzm. Moim zdaniem wszelkie niezmącone dobro na świecie, pochodzi z czystego Buddyzmu. Sama koncepcja buddy, nie jest jednoznaczna. Budda bowiem to pewien stan, nie zaś określona istota. Pierwszym buddą był Siddhārtha Gautama i to on ukształtował za życia Buddyzm, takim jakim jest. Ubolewam jedynie nad faktem, że jak każda dzisiejsza religia i każdy system, Buddyzm uległ licznym zmianom i ciężarowi „progresywnych” czasów. Przechodząc jednak do omówienia koncepcji buddyjskiej, rzec na sam początek trzeba, że w systemie owym, Bogów albo niema, albo zajmują oni pozycję niższą od ludzi, gdyż zgodnie z buddyjską koncepcją, tylko ludzie są w stanie osiągnąć nirwanę (oświecenie). Buddyzm opiera główne założenia na wyzbyciu się pragnień, samodoskonaleniu, uczciwości, szacunku do życia każdej istoty i medytacji jako narzędzia do samopoznania i wejścia na inny poziom świadomości. Jak już mówiłem, budda to stan. Tak więc wspomnę, że istnieje pięciu buddów mądrości, czczonych w najciekawszym odłamie Buddyzmu, czyli w Buddyzmie Wadźrajany. Są to Akszobhja (budda mądrości), Amitabha (budda współczucia), Amoghasiddhi (budda oczyszczenia), Ratnasambhawa (budda szczodrości) i Wajroćana (budda przewodnik, utożsamiany z samym Siddhārthą). O buddyzmie i jego cudownej filozofii, mógłbym rozpisywać się bardzo długo, przejdę więc do głównego tematu mojego tekstu poglądowego. Dusza w buddyzmie ma charakter boski, jest nieśmiertelna i zagubiona. Wszelkie żyjące stworzenia doświadczają podczas swojego cyklu istnienia sansary (niekończącej się wędrówki), która na podstawie czynów (karmy), przydziela duszy wyższe, bądź niższe „stanowiska”. Wszystko powtarza się, póki z pomocą własnych czynów i medytacji, nie uda wyłamać się ze schematu z pomocą nirwany. Tylko wtedy dusza jest w stanie sama podejmować działanie i decydować o sobie w temacie ponownego (bądź nie) odrodzenia. W buddyzmie, panuje również wiara w sześć światów, w których dusza może się odrodzić. Są to światy: bogów, tytanów, ludzi, zwierząt, głodnych duchów i ten piekielny. Niekiedy (zależnie od odłamu) kwestia ta traktowana jest dosłownie, niekiedy zaś w formie przenośni obrazującej stany umysłu. 💗

No i doszliśmy do końca, Kochani moi. Mam nadzieję, że nie zanudziłem Was tym obszernym kompendium wiedzy w pigułce (paradoks, czyż nie?). Dusza, niezależnie od tego czy istnieje, czy też jest jedynie obrazowym pojęciem, zawsze stanowi wdzięczny aspekt do rozważań. Jak już mówiłem, nie ma chyba religii, która nie dotykała by w jakiś sposób (mniejszy bądź większy) tej kwestii. Ogólnie to w sumie polecam zgłębianie tematu na własną rękę. Mimo, że deklaruje się od wielu lat jako ateista, zdarza mi się mieć gnostyckie ciągoty w zależności od okresu w moim życiu. Mitologia i religie zaś, fascynują mnie od bardzo dawna – jednak w sposób zrównoważony, nie jestem encyklopedią w tej dziedzinie (jak i w żadnej innej). 😱

 

Pozdrawiam Was serdecznie Czytelnicy i do następnego!

Tester Doświadczeń

czwartek, 18 kwietnia 2024

Czerwony Smok, czy może raczej smoczek?

 



Recenzja klawiatury Reddragon Kitava K636CLO-RGB

 

Witam,

Jako Tester Doświadczeń zobligowany jestem do przedstawienia Wam moi drodzy czytelnicy, recenzji z niedawno nabytej klawiatury jaką jest Reddragon Kitava K636CLO-RGB. Uważam, że przy recenzjach tego typu nie należy się specjalnie rozwodzić nad swoimi osobistymi przemyśleniami na temat życia i umiejscowienia w nim testowanego sprzętu. Przejdę zatem do konkretów.

Sprzęt, który posiadam spełnia swoją rolę jako narzędzie użytkowe, jest to najważniejsza i niepodważalna zaleta. W skład omawianego zestawu wchodzi klawiatura, kabel usb typu c na typ a, szczypce do wymiany przełączników, cztery dodatkowe przełączniki oraz niezbędna papierologia.

Wszelkie moje komentarze na temat zalet bądź wad rzeczonej klawiatury, mogą być postrzegane jako subiektywne.


Klawisze:

 

Skok klawiszy jest bardzo krótki, zastosowano tu autorskie przełączniki mechaniczne reddragon red, które przeciętnemu konsumentowi nic nie mówią, więc nie należy się na nich skupiać. Nadmienić należy, że są to przełączniki dość ciche, niektórym fanom klawiaturowej nawalanki może to przeszkadzać. Klawisze chodzą gładko i nie trzeba wkładać wiele energii by spowodować ich uruchomienie, godzi to jednak w poczucie wyraźnego kliku. Model, który posiadam ma jedną istotną wadę w zakresie opisywanej funkcji - sporadyczny, cichy acz irytujący, metaliczny pogłos przy wciskaniu po sobie klawiszy w szybkim tempie.

 

Tekstura i profil:

 

Tekstura sprzętu wypada nadzwyczaj słabo jak na klawiaturę, która kosztuje niemalże 200 zł na rok 2024. Mam wrażenie, że wykorzystano tu naprawdę tani plastik. Można się było tego spodziewać po chińskiej firmie, jednak miałem nadzieję na coś lepszego w tej kategorii cenowej. Spód klawiatury jest delikatnie profilowany, nie ma to jednak wpływu na antypoślizgowość. Jedynym wspomaganiem w tym aspekcie są dwie na oko trzycentymetrowe podkładki gumowe na dolnych brzegach klawiatury oraz dwa, chowane wsporniki z plastiku w rogach górnych. Ze względu na słabej jakości plastik oraz ergonomiczny profil klawiatury (jest nieco mniejsza niż standardowe), wydaje się ona również śmiesznie lekka. Bałbym się, gdyby w wyniku nieszczęśliwego wypadku spadła na ziemię. Zdecydowanie odradzam zakup frustratom mającym skłonności do wyładowywania się na sprzęcie, którego używają. Razi również krótki przewód usb o kiepskiej jakości wykonania. Plusem w tej sytuacji jest zaś to, że klawiaturę można zasilić dowolnym kablem usb typu c, nie jest więc on częścią składową samego sprzętu jak bywa w tańszych a czasem i droższych modelach.




 

Funkcjonalność i RGB

 

Jak wspomniałem, klawiatura Kitava, spełnia swoją rolę. Bardzo wygodnie się na niej pisze, nie miałem najmniejszego problemu w tym aspekcie, przesiadając się z mojego starego Tracera Gamezone Mecano. Uważam wręcz, że moje zdolności do szybkiego pisania uległy znacznej poprawie. Jeżeli chodzi o testowanie w grach, klawiatura również radzi sobie dobrze, niezależnie od ogrywanego tytułu. Pomniejszona powierzchnia sprawia, że wszystkie potrzebne klawisze są siłą rzeczy bliżej siebie co pozytywnie wpływa na czas reakcji. Ergonomia produktu, została zaprojektowana tak, by żaden klawisz z pełnowymiarowej klawiatury nie został usunięty bądź zastąpiony klawiszem skrótowym, jak ma to miejsce w niektórych, podobnych gabarytowo modelach.

Do samego podświetlenia RGB nie można mieć zastrzeżeń. Służący do manipulowania podświetleniem klawisz „FN”, został wsparty klawiszem „ALT” (zmiana profilu podświetlenia) oraz „CTRL” (zmiana koloru podświetlenia) by funkcjonować jako coś więcej niż permanentny włącznik światła, który zajmuje później jedynie miejsce. Także by jakkolwiek manipulować profilami świetlnymi bez wspomagania się dedykowaną aplikacją ze strony producenta, trzeba wciskać kombinacje wyżej wymienionych klawiszy. Jestem zwolennikiem takiego rozwiązania. Zakres palety kolorów to standardowe w większości średniopółkowych klawiatur 16,8 miliona. Podświetlenia raz włączonego, nie da się wyłączyć z poziomu klawiatury (można ustawić jedynie podświetlenie na dotyk), do tego posłużyć może jedynie ustawienie odpowiedniego profilu w aplikacji,




 

Podsumowanie:

 

Klawiatura Reddragon Kitava K636CLO-RGB jest produktem z typowo średniej półki, o cenie, za którą można nabyć produkty lepszej jakości.

Na plus można zaliczyć na pewno funkcjonalny rozmiar, kompatybilność z niemal wszystkimi typami przełączników na rynku, dobre i różnorodne podświetlenie RGB, przyjemny feeling pisania oraz brak stałego połączenia z przewodem usb.

Na minus, zdecydowanie określam teksturę i jakość materiału, słabej jakości kabel usb w zestawie oraz cenę, za którą można nabyć sprzęt zdecydowanie bardziej wytrzymały pod kątem konstrukcji.

 

Pozdrawiam!

Tester Doświadczeń


czwartek, 11 kwietnia 2024

Będę Twoim Przewodnikiem!

 


Coaching... warto? 🤔

 

Witajcie moi Drodzy! 🤗

 

Dzisiaj mam zamiar poruszyć temat coachingu jako takiego, wraz z całą jego kontrowersyjną otoczką, której warto się przyjrzeć. Nie ukrywam, że jako student psychologii, interesuje mnie proces oddziaływania ludzi na innych ludzi. To niesamowite i czasem zakrawające o cuda (których przecież nie ma), jak mocno wpłynąć można na psychikę ludzką, tak by poprzestawiać zachodzące w niej procesy. 💖

Zaczynajmy więc. Czym jest coaching i co sobą reprezentuje, skąd się wywodzi? Coaching wywodzi się z Francji, tam coachami nazywano pierwszych woźniców jako tych co powożą, kierują. Następnie wyrażenie to przeszło na nauczycieli, którzy poświęcali swój czas i zasoby by pomagać uczniom przygotowywać się do egzaminów. Coaching w pierwotnej formie ma wiele wspólnego z psychologią, jest za to mocniej ukierunkowany na osiąganie danych celów i stawia na odrębne metody. Pomoc klientom w takiej formie, opiera się głównie na rozwiązywaniu problemów przy pomocy umiejętnego prowadzenia konwersacji w około problematycznej kwestii, zadawaniu celnych pytań i nieudzielaniu bezpośrednich wskazówek, co do wyboru ścieżki. Klient sam musi poczuć, że wpada na dane rozwiązanie. Coaching (w zależności od rodzaju, których jest prawdopodobnie ponad czterdzieści na tą chwilę) to motywowanie, wspieranie, utrwalanie dobrych nawyków, odnajdywanie drogi, przekraczanie barier i uwypuklanie dobrych cech, tak by te złe przestały ciążyć. Coach, by dobrze odpowiadać na potrzeby swoich klientów i móc wspomagać ich w procesie nastawionym na zwycięstwa, cechować się powinien empatią, dobrą komunikatywnością, cierpliwością, determinacją i wyciszeniem własnych ambicji. Powinien też znać zasady etycznej pracy. 🥳

No dobra, wszystko brzmi wspaniale a mówiłem na początku tekstu o kontrowersjach. Otóż kontrowersje opierające się na składowych takich jak motywowanie czy przekraczanie własnych granic, nie są przypisane bezpośrednio do zawodu, jakim jest coaching. To ludzie, zajmujący się tą gałęzią rozwoju, wpłynęli na złe postrzeganie praktyk motywacyjnych. Zacząć warto od tego, że choć od jakiegoś czasu dostępne są studia o profilu „coaching”, nie ma prawnego wymogu by „kołczem” była osoba w tym kierunku wykształcona. Działalność taką może otworzyć sobie każdy. Poza studiami, istnieje również cały szereg przeróżnych kursów (często podejrzanych), które dają możliwość uzyskania certyfikatu w stosunkowo krótkim czasie, również online. Mnogość wyboru i względna łatwość w otworzeniu działalności (nie mówię o prosperowaniu) zachęca masę ludzi z wysokim mniemaniem o sobie i swojej życiowej mądrości, do tego by próbować podbudowywać innych ludzi i być dla nich niczym „guru”. Niestety w większości, brak wiedzy i przekraczanie kompetencji oraz założeń coacha, prowadzi do tragedii ludzkich, lub po prostu do wykorzystania klientów na pieniądze lub czas (albo jedno i drugie). Jest to zjawisko bardzo powszechne, szczególnie teraz gdy cyfryzacja weszła na wyższy poziom rozwojowy. Pomyślcie Kochani, ile razy przewijaliście facebooka i natrafiliście na dziesiątki albo i setki różnych kursów, rytuałów, sesji, warsztatów i innych rzeczy (przeważnie płatnych) oferowanych przez coachów? Oczywiście, każdy ma prawo zarabiać na swoim zawodzie, nie potępiam tego. Chodzi mi raczej o większościowo marne kwalifikacje ludzi, którzy te wszystkie ogłoszenia zamieszczają. Nie mówiąc już o mixowaniu samego coachingu z innymi profesjami, które są jeszcze mniej wiarygodne lub zwyczajnie źle do siebie pasują i narzucają ryzyko poważnych błędów w etyce i metodach pracy. Wymienię trochę połączeń, byście mieli szerszy ogląd na to co dzieje się w środowisku coachów i na co zwracać uwagę. Zaznaczam także, że w swoim wywodzie mam na myśli raczej pseudospecjalistów, bądź ludzi z kruchym doświadczeniem w pracy. Specjalista (choć nie chcę generalizować, różni ludzie nimi zostają) powinien mieć wiedzę i środki do tego, by umieć rozgraniczać role w które się wciela. 😉

 

Najmniej szkodliwe:

Coach – doradca - Role tu są stosunkowo odmienne, jednak nadal jest wysokie ryzyko by klient został narażony na konflikt ról. Doradca, jak samo pojęcie mówi: doradza, a więc przekazuje zdobytą wiedzę by ukierunkować spojrzenie klienta na najlepsze rozwiązanie. Przypominając, coach niema prawa doradzać. 🤟

Coach – mentor – Tutaj role zachodzą na siebie nieco mocniej. Mentorem jest bowiem osoba, która z pomocą swojego zachowania i „aury” mędrca, stanowi niejako wzór do naśladowania dla klienta. Mentor radzi, roztacza opiekę, uczy, towarzyszy, wspiera, podsumowuje. Warto wspomnieć, że mentor w swoich założeniach, również ma spełniać role coacha, coach jednak niekoniecznie rolę mentora. 🫨

Średnio szkodliwe:

Coach – psycholog – Jako że role psychologa i coacha różnią się dość mocno, zaś wiedza na temat człowieka i jego słabości, pozostaje podobna, łączenie tych dwóch ról może wywołać duży konflikt. Psycholog jest od diagnozy, coach nie jest, ciężko natomiast uwalnia się od naleciałości, które narzuca każdy z tych zawodów. 🫢

Najbardziej szkodliwe:

Coach – psychoterapeuta – Tu już totalnie wszystko może się pomieszać. Jest cała mnogość różnic (jak i podobieństw) między psychoterapią a sesjami coachingu, w wielu miejscach można znaleźć także informację, że tych dwóch procesów nie należy prowadzić równolegle i nie bez przyczyny tak jest. Nie mniej jednak, wysokiej klasy specjalista, dzięki znajomości obu profesji, będzie potrafił lepiej dotrzeć do klienta. To również jest fakt. 😎

Coach – przewodnik duchowy/szaman – Mieszanie religii i duchowości do procesów wspierających, jest bardzo klasyczne i szeroko stosowane. Mógłbym rzec, że najwięcej jest takich połączeń i uważam je za bardzo szkodliwe z perspektywy racjonalnego człowieka. Zależność, motywacja i wsparcie od strony czegoś, czego nie można zobaczyć ani udowodnić, to balansowanie na cienkiej granicy. W naszym społeczeństwie, jest całe zatrzęsienie ludzi, którzy we wierze i szamańskich rytuałach szukają wybawienia. Sama wiara zła nie jest, problem pojawia się, gdy wpływa ona na zbyt wiele czynników funkcjonowania. Bardzo łatwo też z pomocą konkretnej wiedzy, nadać powszechnym czynnością ezoteryczną otoczkę. Ludzie zostają wtedy z uczuciem, że wybawił ich od złego jakiś rytuał czy energia, nie zaś metody, które za tym stoją. Sprzyja to ogłupianiu społeczeństwa. Jest jeszcze strona duchowości bez wiary. Tak zwany rozwój wewnętrzny. Rozwój wewnętrzny to dla racjonalnego człowieka praca na emocjach. Kiedy słyszycie bądź widzicie, że ktoś na poważnie (pomijając kolokwializmy) rozmawia czy też pisze o energii, wibracjach, duchu, rytuałach, słowach mocy czy afirmowaniu nieosiągalnych bez ciężkiej pracy rzeczy – powinna się Wam zapalić w głowie ogromna, czerwona lampa. ☠️☠️

 

Gwoli podsumowania. Uważam, że coaching jest wspaniałą metodą wsparcia ukierunkowanego na cele, opierającą się z założenia na zdrowych i efektywnych metodach, których skuteczność potwierdzają dość liczne już badania. Nie mniej jednak, jak wszędzie, wszystko zależy od ludzi, którzy podejmują się tego zawodu. Przyciąga on natomiast bardzo wiele osób z nieprzepracowanymi trudnościami czy osób głęboko zadufanych w sobie bądź żerujących na naiwności i szukających łatwego zysku. Pamiętajmy, żeby zawsze możliwie efektywnie sprawdzać ludzi, u których decydujemy się na jakiekolwiek konsultacje. Po co później żałować? 🧐

Pozdrawiam Was Kochani,

Tester Doświadczeń

sobota, 6 kwietnia 2024

Gdy zakochasz się w szarej lilijce...

 


Cześć Czytelnicy! 💕

Harcerstwo to piękna przygoda. Przed laty, miałem okazję jej zakosztować i nie ukrywam, że tęsknię za nią do dziś. Byłem głupi, gdy przerwałem „służbę ludziom, Bogu (choć ten aspekt akurat średnio mi odpowiada) i ojczyźnie”. Ślubowałem przecież, kiedy do piersi przypominano mi krzyż ZHP, nocą na obozowym ognisku w środku lasu, do którego byłem przyprowadzony w otoczce tajemnicy, do końca ze związanymi oczyma. Doprawdy piękny czas, jedna z niewielu chwil, kiedy leciały mi z oczu łzy ze wzruszenia. Iskry wznoszące się w niebo, krąg w około ogniska, łagodny dźwięk gitary i chór wielu głosów towarzyszy, śpiewających spokojne, harcerskie pieśni. Dużo ciepła, zrozumienia, magii. Każdemu życzę by, choć raz przeżył coś podobnego. 😍

Przygodę z harcerstwem rozpocząłem w drugiej połowie pierwszej klasy gimnazjum. Był to czas wielkiej zmiany, buntu i trosk. Początek upadku i początek prawdziwej inspiracji życiem, nie zaś tylko mrzonkami i tajemnicami, które nie posiadają rozwiązania. Na harcerstwo namówiła mnie mama, miałem stosunkowo niedaleko na zbiórki. Mieszkałem wtedy w Świdnicy (jak niemal przez całe życie), natomiast spotkania odbywały się w szkole gimnazjalnej. Drużyna, do której dołączyłem i którą szczerze pokochałem. Składała się ona w większości z przedstawicielek płci pięknej, ja byłem jednym z bodajże sześciu chłopaków. 💣

Drużyna podzielona była wewnętrznie na jednostki nazywane zastępami. Jeden zastęp zawierał w sobie od pięciu członków w górę. Zastępów łącznie było cztery. Mi przypadł ten w całości złożony z mężczyzn. Byliśmy ja, dwóch Michałów, Norbert, Bartosz i Jasiek. Takiej ilości członków jestem względnie pewien, nie wykluczam natomiast pomieszania imion bądź udziału którejś z tych osób, są to wydarzenia na tyle dawne, że ciężko mi to stwierdzić. Każdy z nas miał inny charakter i inne zapędy. Najbardziej do przywództwa zawsze pchał się Jasiek i zawsze nasze kochane druhny głównodowodzące Ela i Sylwia, odmawiały mu tej możliwości. Jego temperament skutecznie wykluczał go z tej funkcji, mimo, że wiekiem był najstarszy. W szybkim czasie to mi przypadła rola przewodnika zastępu jako temu mniej impulsywnemu oraz drugiemu najstarszemu. Przyjąłem tą funkcję, chociaż nigdy jej nie do końca nie lubiłem, uważałem, że nieco młodszy ode mnie Michał, ma lepsze kompetencje do zarządzania. Zawsze pilny i uważny (lecz warto wspomnieć, że Jasiek osiągnął stopień ćwika przed nim). 😉

Czas podczas zbiórek harcerskich był zawsze urozmaicony i sprawiał, że do domu nigdy nie wracałem smutny. Z pośród mnogich aktywności wyróżnić mogę: malowanie, śpiewanie, długie rozmowy na filozoficzne tematy, mnogie gry terenowe i nauka musztry. Okazjonalnie zaś, ktoś zdawał kolejne zadania by wzbić się w szeregach drużyny nieco wyżej. Warto zaznaczyć, że drużyny starszoharcerskie oferują dwa poziomy wtajemniczenia (nie mniej, mimo drużyny zwanej starszoharcerską, mieliśmy parę osób o niższym progu wiekowym, mogących zdobyć wcześniejsze stopnie takie jak młodzik/ochotniczka oraz wywiadowca/tropicielka), awansowania w strukturach. Pogoń za kolejnymi pagonami na barkach i sznurami, wystającymi z munduru, była sporą rozrywką i nieodłączną formą rywalizacji. Najniższym stopniem był odkrywca (pionierka), najwyższym był ćwik (samarytanka). By móc awansować, należało spełnić całą listę wymagań, na której określone były przeróżne zadania do wykonania, oraz sprawności do zdobycia.  😊

Sprawności to kolejny, genialny element rywalizacji i spełnienia. Każda sprawność uczyła konkretnej umiejętności i była w istocie przydatna. Czy to kontrola swoich emocji, czy budowanie szałasu, czy przeżycie dnia i nocy w głuszy, skradanie, udzielanie pierwszej pomocy, wiązanie węzłów, rozpoznawanie i tropienie zwierząt… oraz cała masa innych, przeróżnych aktywności, podzielonych na poziomy zaawansowania, które uwiecznić można było na swoim mundurze w formie naszywki. Najlepszym, kończyło się przeznaczone do tego miejsce. Przyznam się, że mimo fascynacji światem harcerskim, zawsze byłem leniem w temacie tak i sprawności, jak i stopni harcerskich. Nim wypełniłem ostatnie zadania pozwalające zostać mi ćwikiem, odszedłem z drużyny. Powody kiedyś poznacie, być może całkiem niedługo. Możliwe, że część z Was Czytelnicy, już to wie, bo zna mnie prywatnie. 🙈

W harcerstwie bardzo często jeździło się na obozy. Bywaliśmy na Ślęży, Śnieżce czy pod namiotami w blisko osadzonych naszej placówki miejscach. Największym wydarzeniem, dla każdego z nas, zawsze był natomiast letni obóz w Niesulicach. Harcerska tradycja. To na tych obozach, mieliśmy wyjątkowe okazje do dłuższych konfrontacji i współpracy z innymi drużynami. Były tam zuchy, drużyny harcerskie, starszoharcerskie i wędrownicze. Obozy zawsze były niemałą przygodą i niemałym wyzwaniem. Wojskowe pobudki z rana, stałe godziny posiłków, mnogość wypraw, gier terenowych, współzawodnictwa, konkursów, musztr i wykradania się nocą do lasu, bądź nad jezioro. Mimo rozstawionych wart nocnych, sprawni i sprytni, nie mieli trudności by wymknąć się niespostrzeżenie. Trzeba Wam bowiem wiedzieć Kochani, że w naszej drużynie (jak i w wielu innych) dużo było osób, które mimo samej pasji do organizacji w jakiej się znajdowali, było jednocześnie nastolatkami. Na obozach często pito, palono i przeklinano, wyjątkiem nie były nawet kadry. Po jednym takim incydencie, jedna z naszych przewodniczek, Sylwia, opuścić musiała drużynę. Za nią podążyły niektóre dziewczyny, nie mogąc się z tym pogodzić. Ela dzielnie trzymała resztę drużyny w kupie, chociaż ta znacznie się pomniejszyła. Z czasem, jedna z naszych koleżanek, Agata, zajęła miejsce Sylwii. Mimo tego, że mocno się starała, nigdy (za mojego członkostwa) nie zbudowała porządnego autorytetu. Brakło jej luzu. Żywię nadzieję, że z czasem zaczęło iść jej lepiej i teraz nadal się w tym spełnia. 👍

To była bardzo skrótowa wersja mojego harcerskiego życia. Gdybym miał opisywać wszystkie przygody, zdarzenia, niesnaski, potajemne akcje i uczucia, towarzyszące robieniu każdej ze sprawności jakie nabyłem - wspominki te wyszłyby daleko poza granicę tekstu blogowego. Być może kiedyś jeszcze (a nawet na pewno), opiszę moje wrażenia z którejś z licznych wypraw, bądź zawrę przemyślenia na temat poszczególnych sprawności, które uważam za szczególnie istotne... przy czym ubarwię je obrazami z mojego życia. Natomiast na teraz, to wszystko czym chciałbym się w tym temacie z Wami podzielić. 💜

Na koniec moje dwie ulubione piosenki harcerskie ^^






Ściskam Was,

Tester Doświadczeń

poniedziałek, 1 kwietnia 2024

Gdybym tylko mógł...

 


 Witajcie moi Mili. 💕

 

Macie czasem tak, że siedzicie zatopieni w swoich myślach, rozpatrując, co w dniu dzisiejszym mogliście zrobić inaczej? Może zaś, posuwacie się o całe mile dalej i błądzicie w dawno minionych wspomnieniach? Jakkolwiek by nie było, jednoczę się z Wami w bólu. Mam tak samo. Ogółem, my jako istoty ludzkie, cechujemy się nieograniczonym potencjałem do rozpatrywania rzeczy i rozpamiętywania ich w nieskończoność. To zabawne, nie mamy przecież żadnego urządzenia, żadnej super mocy, która potrafiłaby dać nam kontrolę nad czasem. Nie przeszkadzam nam to jednak w babraniu się w rzeczach, które są już za nami. 😕

Zachowania takie mają swoje pozytywne jak i negatywne skutki, a zależą one między innymi od natężenia, w jakim dane zachowania występują (nic zaskakującego). Możliwość analizy tego, co było, pozwala nam odbyć swoistą emocjonalną podróż wstecz, by raz jeszcze przeżyć daną chwilę. Jest to przydatne narzędzie pod względem edukacyjnym, ponieważ pomaga nam zrozumieć, czemu w danej chwili zachowaliśmy się tak a nie inaczej, jak i przygotowuje nas do działań w kontekście przyszłych zdarzeń o podobnym charakterze. Gdy wspominamy wspaniałe chwile w gorszym czasie, ma to dla nas znaczenie terapeutyczne. Wspomnienia pozwalają nam odetchnąć i zmobilizować się do ponownego działania. 🤩

No dobra, kiedy więc zaczyna się robić źle? Gdy pojawiają się takie uczucia jak żal i tęsknota. Żal bardzo często steruje naszym zachowaniem, podcina skrzydła i zatrzymuje w miejscu, szarga motywację. Tęsknota natomiast nie pozwala nam żyć na tu i teraz. Gdy w danym momencie tęsknisz, Twoje myśli koncentrują się z automatu na obiekcie tęsknoty – nie pomaga jednak to jej przezwyciężyć. Z tęsknotą walczy się działaniem, nadzieją i wiarą. Nadzieja i wiara zaś, to kolejne dość niestabilne, lecz ważne elementy składowe ludzkich mechanizmów przetrwania. Bez wiary (nie mówię tu o religijności) nie bylibyśmy w stanie zrobić nawet jednego kroku do przodu, bez nadziei nie wierzylibyśmy. Widzicie jak ładnie się to zazębia? 🙀

To wszystko wydaje się takie bardzo proste, przejrzyste i logiczne. Niby łatwe do zastosowania w życiu codziennym, w żadnym wypadku jednak tak nie jest. Mózg jest zbyt obszernym i skomplikowanym narzędziem, by móc go pilnować i ograniczać od tak. Trzeba wielu lat treningu w medytacji by, choć do pewnego stopnia wyzbyć się myśli automatycznych i ograniczyć ich wędrówki wstecz. Człowiek niewyszkolony, może, co najwyżej łapać się na tych wędrówkach i z pomocą świadomości zachodzących procesów, przywoływać się na tu i teraz. Pomaga to szczególnie osobom uzależnionym i z traumami, które mają wręcz tendencje cofania się do niekoniecznie najmilszych chwil. Po zakotwiczeniu na tu i teraz, najłatwiej zająć się czymś przyjemnym, inaczej prawdopodobieństwo kolejnego skoku wstecz w najbliższym czasie, nadal będzie wysokie. Ważne by czynność była zajmująca, nie może to być coś takiego jak malowanie, słuchanie muzyki czy kąpiel w ciepłej wodzie. Mózg musi być zaangażowany i aktywnie myśleć o tym, co robi, zaś przy wymienionych wyżej czynnościach, łatwo odpłynąć w siną dal. 🤔

No cóż, póki co, poruszyłem jedynie myślenie kontrfaktyczne o charakterze wstecznym. Można jednak równie dobrze gdybać o przyszłości. Hipotetyczne, przyszłościowe założenia, działają równie rozwijająco jak te przeszłościowe i jednocześnie posiadają podobny efekt negatywny, osiągany, gdy ktoś kolokwialnie mówiąc „buja w obłokach”. Ciężko jednak jednoznacznie żałować czegoś, czy tęsknić do czegoś, co się jeszcze nie wydarzyło. Nie oznacza jednak, że problem marzycielstwa (bo tak się nazywa) nie posiada tych samych składowych. Ludzie marzą i będą marzyć, marzenia napędzają życie i popychają do działania, jeżeli tylko robi się coś w kierunku ich spełnienia. W innym wypadku, gdy nie robi się nic lub mierzy nienaturalnie wysoko, stanowią jedynie źródło bezdennej frustracji. Mierzenie sił na zamiary to bardzo praktyczna umiejętność, którą każdy w życiu powinien nabyć wraz z upływającym czasem. Jeżeli ktoś tej umiejętności nie posiada, mówimy wtedy o naiwności i nieporadności. Taka osoba zaś, stopniowo popada w fatalizm, nie widząc dostatecznie wielu pozytywnych skutków swoich decyzji. Jeszcze inni, idąc dobrymi torami, porzucają drogę, którą kroczą. Poddają się licząc na szybkie efekty, nieświadomi, że cele, które sobie wyznaczyli, są zwyczajnie długofalowe. Nasz mózg uwielbia szybką gratyfikację, dlatego tak łatwo nam się poddać, kiedy droga do nagrody jest długa. 😔

Walka z marzycielstwem, podlega tym samym zasadom, co ta z rozpamiętywaniem. Najważniejsze jest kotwiczenie się na tu i teraz i dostrzeganie tego, co się osiągnęło, co już jest nasze i co jest dobre i budujące w danej chwili. Ważne jest uświadomienie sobie, że jeżeli wciąż będziemy myślami w przeszłości bądź przyszłości, nie będzie nas na teraz. A skoro nie ma nas na teraz, to jak możemy być gdziekolwiek? Warto się nad tym zastanowić. 🖤

Pozdrawiam Was serdecznie,

Wasz Tester Doświadczeń.

Medytacja - po co? Na co? Jak?

  Dzień Dobry Kochani,   W dzisiejszym tekście poruszę temat medytacji, wplatając przy tym kawałki mojej własnej z nią historii. Myślę, ...