czwartek, 26 września 2024

Trochę prywaty - życie pozaziemskie.

 


Hej, hej Czytelnicy.

 

Mimo, że czasy nastoletnie już dawno za mną, nadal jestem w stanie przywoływać (w większości) z dość dużą wyraźnością wspomnienia, które mam z tamtych lat. Ostatnio bardzo dużo zamieściłem komentarzy w sieci, które podważają świecki światopogląd innych osób. Od wielu lat jestem zadeklarowanym ateistą, więc z wyjątkową łatwością przychodzi mi merytoryczna krytyka poglądów religijnych. Mam przy tym nadzieję, że nikogo nie uraziłem. Zawsze staram się trzymać wysoki poziom dyskusji, także względem kultury. Chciałbym trochę opowiedzieć dziś o mojej fascynacji cywilizacją pozaziemską, która została mi zaszczepiona za młodych lat i która wielokrotnie budziła we mnie lęk. 😨

Życiem pozaziemskim, zacząłem interesować się już w trzeciej, może zaś czwartej klasie podstawówki. Jako dziecko, nawet jak na dziecko, byłem prawdziwym odszczepieńcem, jeżeli chodzi o poglądy i zainteresowania. Wraz z byłym przyjacielem, którego znałem od malutkiego, wielokrotnie ganialiśmy po podwórku, fantazjując o zapomnianych krainach, przeżywając wpół wyimaginowane przygody i szukając skamielin dinozaurów czy dowodów na istnienie zjawisk paranormalnych. Większość rówieśników nas wyśmiewała, natomiast szczególnie okrutne żarty i docinki, leciały ze strony starszych. My jednak byliśmy zbyt otwarci, naiwni, nazbyt komunikatywni i pragnący poklasku, można uznać wręcz, że sami byliśmy sobie winni. Często każdą wyprawę, jaką zaczynałem z przyjacielem, kończyłem ostatecznie sam. Nad nim rodzina sprawowała bardzo sztywną pieczę. Jeżeli babcia nie widziała go z okna, kiedy akuratnie przez nie wyjrzała, błyskawicznie wszczynała raban, a kto był winny całego zła? Ja. Zbytnio jednak oddalam się od tematu, do oryginalnych przygód z dzieciństwa, wrócę jeszcze, nie raz. 👿

Prawdziwym przełomem w moich zainteresowaniach był oglądany czasem z mamą serial, Z Archiwum X. Dzięki niemu, zacząłem wierzyć w obcych i przyswajałem metody, w jaki sposób prowadzić swoje własne, prywatne śledztwa. Scully (Gillian Anderson) i Mulder (David Duchovny) byli moimi idolami. Prawdziwymi detektywami, którym zawierzyłbym we wszystko. Jeżeli chodzi zaś o muzykę przewodnią, traumatyzowała ona mój biedny, dziecięcy umysł jeszcze przez długie lata, aż do czasów nastoletnich. Nic nie wzbudzało we mnie takiego lęku jak ten sugestywny soundtrack, szczególnie usłyszany w nocy. Było w nim coś upiornego, niewypowiedzianego, gęstego. Do dziś, potrafi wzbudzić we mnie ciarki, nie powoduje jednak już przerażenia. Przy okazji tego wspomnienia powiem, jak poradziłem sobie z wyciszeniem niepokoju, który spływał na mnie przy tych dźwiękach. Zastosowałem terapię poprzez ekspozycję, ponad to w środowisku sprzyjającym występowaniu negatywnych emocji. Innymi słowy, przechadzałem się nocą po mieszkaniu lub parku z zapętloną muzyką na słuchawkach, trzęsąc się jak galareta i umierając z napięcia. Początki były trudne, lecz w końcu efekty zaczęły przychodzić i się utrwalać. Ciężko się żyje z wybujałą wyobraźnią i wysoką wrażliwością. 😱

Im bardziej zagłębiłem się w tematykę UFO i USO, tym silniejsze stawały się moje lęki i tym więcej miałem determinacji by szukać prawdy. Nie odpuszczałem żadnej nowiny, żadnego artykułu i żadnego filmiku w tej tematyce. Aktywnie uczestniczyłem w dyskusjach na forach internetowych, przeglądałem stronę paranormalne.pl, wciąż i wciąż. Moje zainteresowania znacząco się przez ten czas fascynacji obcymi poszerzyły. Demony, duchy, kryptydy, parapsychologia i ogólna, szeroko pojęta ezoteryka - były już wtedy moim chlebem powszednim. Wciąż jednak to cywilizacje pozaziemskie, zajmowały specjalne miejsce w moim sercu. Nie działo się tak bez powodu. Wielokrotnie miewałem sny, w których nawiedzały mnie niskie, szare istoty. Z niektórych snów, nie mogłem się nawet obudzić, póki zwyczajnie nie minęły. Nabawiłem się przy tym lęku do ciemności oraz nieprzeźroczystych, długich zasłon okiennych (obcy zawsze zza nich wychodzili). Przez jakiś czas wierzyłem nawet, że parokrotnie zostałem przez obcych uprowadzony, tak bardzo realne wydawały się te senne mary. To czego doświadczyłem, pokazało mi z perspektywy czasu, jak mocną siłę mają fiksacje i jak skomplikowanym i zdradziecko podstępnym organem jest mózg. Nie dziwuję się więcej wizjom, śmierci klinicznej, świadomym snom, OOBE (parokrotnie przeżyłem OOBE i wiele, wiele razy śniłem świadomie) i innym, przedziwnym zjawiskom. Wedle mojego zdania, mózgi ludzkie potrafią niesamowicie wiele rzeczy. To, że czegoś nie możemy wyjaśnić przy pomocy istniejących narzędzi i obecnej wiedzy, nie oznacza, że kiedyś nam się nie uda. Nauka to potęga. 😉

Sny o obcych ciągnęły się za mną latami, z różną częstotliwością. Gdy przechadzałem się nocami po dworze, mimowolnie szukałem w gwiazdach czegoś, co przekonałoby mnie do tego, że nie jesteśmy tu sami, do tego, że mam rację. Dwa raz wydawało mi się, że widziałem na niebie niezidentyfikowany obiekt. Być może i widziałem go naprawdę, wspomnienia te jednak z obecnej perspektywy, nie są już tak wyraźne, bym mógł je pod tym kątem analizować. Jako trzynasto-czternastolatek wielokrotnie wychodziłem również późną nocą, by udać się na otwartą przestrzeń i prosić w myślach, by obcy przybyli, pokazali mi, że są. Bardzo głęboko zakorzeniło się we mnie poczucie, że wręcz potrzebuje, by spotkało mnie coś niezwykłego. Poczucie, że po latach reaserchu, snów, analiz i propagowania tematu wśród znajomych, należy mi się „bliskie spotkanie”. Nie stało się to jednak nigdy. Jeżeli mam być szczery, wciąż nie tracę nadziei, że kiedyś będę świadkiem spotkania z istotą pozaziemską – w każdym razie nie jestem już obsesyjnie pochłonięty w podobnych pragnieniach. Przeżyłem w życiu wiele rzeczy, co do których miałem bądź mam nadal wątpliwości. 👽

Późno zacząłem wierzyć w siłę nauki, pozostawiając moją drugą naturę za grubą ścianą. Nadal mam otwarty umysł, ale dowiadując się coraz więcej o biologicznych podstawach zachowania, o niezwykłości ludzkiego organizmu i mózgu, a także o wielu mistyfikacjach w kontekście paranormalnym – skłaniam się do wyjaśniania rzeczy w sposób naukowy, lub mający przynajmniej naukowe podstawy. Życie poza naszą planetą, nie jest jednak jednym ze zjawisk nieprawdopodobnych. Wszystkie przesłanki, w tym badania statystyczne, mówią jasno – to nie jest prawdopodobne, by tylko na Ziemi, w obliczu wielkości nieskończonego wszechświata (choć czy jest nieskończony?), rozwinęło się życie. 👾

 

Pozdrawiam,

Tester Doświadczeń

czwartek, 19 września 2024

Toksyczna zazdrość X_x

 



Cześć Kochani,

 

W dzisiejszym materiale, chciałbym z Wami porozmawiać o zazdrości i tym jak bardzo ważne a jednocześnie zagrażające jest to odczucie. Zazdrość burzy relacje, zazdrość potrafi zmusić ludzi do nienawiści i kierować ich poczynaniami, zmuszając czasem do naprawdę irracjonalnych reakcji. Zazdrość jest emocją, na które nie mamy wpływu - nie da się nie czuć zazdrości, co najwyżej można regulować poziom jej intensywności, z różnym skutkiem. ❤

A więc, czym jest uczucie zazdrości? Zazdrość ma parę składowych. Składa się, bowiem z niezrozumienia, smutku, złości i pożądania. Jak widzicie moi Drodzy, są to same silne emocje, niekoniecznie nastrajające pozytywnie do życia. Czy jednak ostatecznie zazdrość to coś naprawdę złego? Tak jak wspomniałem, nie można nie czuć zazdrości a jej natężenie, definiuje tak naprawdę to czy wpływa ona w istotnie destrukcyjny sposób na życie nasze i ludzi w około. To trochę tak jak ze stresem. Póki mamy do czynienia z eustresem, motywuje on nas do działania i pobudza wydzielanie adrenaliny, która wspomóc ma nas w cięższej chwili. Lecz jeżeli stres, który na nas oddziałuje, zaczyna się przedłużać, bądź uderza w nas zbyt mocną falą, powstaje dystres. On już nie działa na nasz organizm zbawiennie. Jedyne, co powoduje to rozbicie, niepokój, zahamowanie i poczucie zagrożenia.  Analogicznie jest z zazdrością. Póki zazdrość jest zdrowa, motywuje do działania. Chcemy dogonić, przebić, przyćmić osiągnięcia osoby, której zazdrościmy. Rodzi się z tego coś na kształt rywalizacji. Natomiast, jeżeli zazdrość zaczyna zawładać naszymi procesami myślowymi i staje się głównym motorem napędowym, wtedy zaczyna robić się niebezpiecznie. Osoba pod wpływem zazdrości jest zdolna niemal do wszystkiego, nie działa na nią rozsądek i nie potrafi się sama powściągnąć. To zaś prowadzi do zachowań, które, na co dzień są zepchnięte w głąb naszej zwierzęcej duszy, w obawie przed wykluczeniem ze społeczeństwa i karą, która mogłaby nastąpić, jako odpowiedź na takowe zachowanie. Jaki jest najgorszy produkt uboczny szkodliwej zazdrości? Jest to zawiść. Zawiść, czyli wynikający z zazdrości gniew ukierunkowany na powodowanie szkód drugiemu człowiekowi. Bardzo często z zawiści rodzi się szczera nienawiść, zaś z tego uczucia, nie da się łatwo wyplątać. Nienawiść to najsilniejsze uczucie, jakie odczuwać może człowiek, niestety, ale tak jest prawda. 😥

Czemu więc czasem zazdrość nas pochłania a czasem nie? Od czego to zależy? Głównym czynnikiem występowania toksycznej zazdrości jest niskie poczucie własnej wartości, zaś ogółem pojawia się ona, gdy coś tym poczuciem wartości zachwieje. Uwierzcie mi, będąc ludźmi i dysponując całą gamą emocji, bardzo łatwo jest tym poczuciem zachwiać. Czasem robimy to sobie sami, zazwyczaj jednak, robią to za nas inni ludzie i to wcale niekoniecznie świadomie. To jest generalnie materiał na nieco inny tekst, jeżeli mam poruszyć kompleksowo pojęcie manipulacji i jej użytkowania w sposób nieuświadomiony, tutaj skupię się tylko na ogólnym stwierdzeniu, że wzbudzanie czyjejś zazdrości, wcale nie musi być uzyskane z premedytacją. Wystarczy czymś się pochwalić, coś zaprezentować, czegoś dokonać, o czymś opowiedzieć, coś napisać, gdzieś pójść – tak naprawdę można zrobić cokolwiek i wzbudzić tym czyjąś zazdrość. 😔

Jak już wspominałem przynajmniej dwukrotnie, nie da się zazdrości i jej wzbudzania unikać. Choćby było się najwspanialszym i najczulszym człowiekiem na świecie, to już sam ten fakt, dostrzeżony przez losową osobę, stanie się powodem do zazdrości, być może toksycznej. Nie ma sensu uważać na każdy ruch, mija się to totalnie z celem. Są jednak sposoby na to by jak najmocniej ograniczyć swój wpływ na innych. Przede wszystkim należy unikać samochwalstwa, prezentowania swojego majątku w sposób nadmierny. Ważne jest również ograniczenie udostępniania swojej prywaty do minimum oraz możliwie skromne podejście do życia, najlepiej nie przesadne. No i autentyczność. Ludzie, nawet Ci niewprawieni w relacjach i manipulacjach, instynktownie w większości wyczuwają fałsz, nawet, jeżeli nie są do końca świadomi, że posiadają taką umiejętność. Warto być sobą, powściągliwym sobą. 😎

No cóż, to tyle moi kochani zazdrośnicy. Mam nadzieję, że trochę rozświetliłem Wam ten z pozoru prosty temat, nie mam wątpliwości, że posiadaliście już wcześniej szeroką świadomość a propos tak oczywistego faktu, jakim jest poddawanie się takim emocjom. Natomiast pisanie o takich rzeczach, szczególnie tych ogólnie rozumianych, jeszcze mocniej wzmacnia posiadaną wiedzę i wprowadza nowe perspektywy. 😁

Trzymajcie się serdecznie,

Tester Doświadczeń

 

 

 


czwartek, 12 września 2024

Hmm...

 


         Witam Was, kolejny raz!

 

Ładnie się zrymowało, prawda? Dzisiaj jest dla mnie dziwny dzień. Czuję wewnętrzną pustkę i nie wiem czym stan ten powodowany jest. Czy to zmory przeszłości mnie atakują, może jestem znużony nudnym dniem w pracy, może dobija mnie sytuacja, w której się znajduje a może czuję zawód światem, w którym żyję? Nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, jakie sobie postawiłem. Bardzo możliwe, że mój nastrój uległ pogorszeniu z uwagi na zlepek wszystkich tych czynników, a także tych, których nie jestem w stanie aktualnie zarejestrować. Macie też tak czasem?

Dzisiejszy tekst nie będzie długi, bo i dłuży mi się pisanie: myślenie przebiega wolno, myśli ulegają szybkiemu rozproszeniu. Zapytacie mnie być może, jak poradzę sobie z takim stanem? To zawsze dobre pytanie. Duża część osób bierze zły czas na przeczekanie. Z uwagi na jakże prosty zakres czynności, które należy w tym procesie wykonać, wydaje się, że jest to skuteczna droga do celu. Uważam nieco inaczej. Według mojego zdania, każda nieprzepracowana emocja, która pozostanie w nas, choćby miała zostać zakopana, kiedyś ponownie dojdzie do głosu, silniejsza i bardziej zajadła niż ostatnio. To bardzo ważne by rozszyfrowywać swoje emocje na bieżąco i nadawać im kryteria intensywności w oparciu o zdarzenia w jakich występują. Ja, przyznam się bez bicia, jestem osobą o niskiej pewności siebie, ciężko wierzyć mi w swoje możliwości i przyjmować aprobatę innych. Dlatego negatywne sytuacje, które mnie dotykają, ranią mocniej i na dłużej. Tym bardziej wypracowanie odpowiednich metod działania, było i jest dla mnie istotne.

Pierwszy krok w rozwiązywaniu problemów i pozbywaniu się fatalistycznego myślenia to oddalenie. Warto spojrzeć na wszystko możliwie obiektywnie i z dystansem. Moja terapeutka (bardzo mądra kobieta) stawia w procesie wychodzenia ze złych emocji na notowanie chwil. Polega to na spisaniu wszystkich spamiętanych dobrych i złych rzeczy jakie nas ostatnio spotkały. Mając wgląd w nie, możemy zacząć łączyć fakty. Gdy wiemy już nieco więcej o siatce powiązań między emocjami, zdarzeniami i aktualnym nastrojem, przechodzimy do ostatniego punktu – wypracowania rozwiązań.

 Załóżmy, że ktoś czuje dziwny smutek, tak samo jak ja dziś. W toku spisywania wydarzeń, okazało się, że ktoś rzucił w jego stronę niestosownym, krzywdzącym żartem. Ten ktoś na tamtą chwilę zaśmiał się w procesie obronnym i schował w głąb siebie przeżytą emocje. W między czasie miał dużo przeżyć, spotkał się z przyjaciółmi, wybrał z nimi na wycieczkę, na której dobrze się bawił. Po powrocie do domu, obejrzał jeden odcinek ulubionego serialu… jednak coś było nie tak. Gdzieś z tyłu głowy, jakieś natarczywe uczucie nie dawało mu się do końca odprężyć, wyłączył więcej telewizor i poszedł spać. Na następny dzień wszystko było ok, pokłócił się tylko o jakąś pierdołę z kolegą a wracając do domu z pracy, nie zauważył dziury w chodniku i potykając się upadł. Każdemu się może zdarzyć… i tak można opisywać kolejne dni, w których niby jest wszystko w najlepszym porządku, ale zdarzają się sytuacje, które ten porządek nienaturalnie szybko burzą.

 Owszem, życie jest nieprzewidywalne i zdarzają się różne rzeczy, często w jakiś sposób dotykające, bowiem jak to się mówi, każdy dzień to nowe wyzwanie. Chciałbym jednak zwrócić uwagę, że gdyby w tamten, pozornie w większości udany dzień, ten hipotetyczny ktoś, którego sytuacje opisałem, skupiłby się na tym, dlaczego czuje takie a nie inne uczucie – wydarzenia z dnia kolejnego mogły nie mieć miejsca. Próg cierpliwości i stopień empatii wobec znajomego, mógłby być na innym poziomie, uwaga zaś mogłaby być mniej rozproszona. Tak działają właśnie duszone emocje – nakładają się na kolejne przeżywane i ingerują w procesy uwagi.

To tyle Kochani. Zabieram się właśnie za swoją własną analizę i powiedzieć tylko pragnę, byście nigdy nie dusili swoich emocji i nie odkładali ich na bok. Jeżeli coś czujecie, zawsze jest tego przyczyna i warto temu poświęcić uwagę. Sprawna kontrola, zawsze ogranicza niechciane skutki.

Pozdrawiam Was, miłego wieczoru!


Tester Doświadczeń.


czwartek, 5 września 2024

Zagniewani, wiecznie rozpędzeni.

 



 

Cześć Kochani moi.

Na pewno macie czasem przemyślenia odnośnie funkcjonowania świata i siebie w nim. Coraz więcej spotykam opinii, że ludzie są niezadowoleni z kierunku, jaki obierają i w jakim zmierza nasza Ziemia. Doskonale potrafię zrozumieć te obawy i do pewnego stopnia je podzielam. Postęp technologiczny powoli wymyka się spod kontroli, zaś ekologia dla naszego gatunku, obudziła się totalnie za późno. Niewiele jesteśmy w stanie zmienić w kwestii tego jak potoczą się dzieje świata, o ile sami go wcześniej nie zniszczymy wojnami i nienawiścią. 👹

Wydaje mi się, że ludzie mają w sobie za dużo gniewu. Owszem, gniew może być dobrym motorem napędowym, pomagającym osiągnąć prywatne dążenia. Jednak jednocześnie jest źródłem nieuwagi, frustracji a w skrajnych przypadkach, gdy dochodzi za daleko – cierpienia. Cierpienia nie tylko tego, który gniewem się kieruje, ale najbardziej tego, który z gniewem się musi stykać. Nie ukrywajmy, często gniewamy się o pierdoły, lub o rzeczy, na które kompletnie nie mamy wpływu. Czemu tak jest? Do końca nie wiadomo. Wydaje mi się natomiast, że wynika to z naszej inteligencji. Człowiek jest stworzeniem na tyle inteligentnym, że brak kompetencji i sprawczości, zwyczajnie go boli. Ludzie mają tendencje do nie tolerowania tego, czego nie mogą w jakiś sposób kontrolować. Ciężko wyzbyć się tego uczucia, stłumić na tyle, by irytacja nie doskwierała nam w codziennych sytuacjach. Uświadomienie sobie, że nie jest się wszechmocnym, wcale nie działa –bo chciałoby się. 😌

Takie emocje jak gniew, niepokój, lęk czy strach, sprawiają, że staramy się żyć szybko. Szczególnie, że jak każdy gatunek, jesteśmy śmiertelni, mamy ograniczony czas na pozostawanie w tym padole. Chcielibyśmy zrobić jak najwięcej, przeżyć jak najwięcej, kolekcjonować każdą chwilę i nie tracić jej na to, czego nie lubimy. Właśnie przez to, bardzo często umyka nam poczucie spełnienia. Nie jesteśmy w stanie go często osiągnąć przez to, że nie umiemy się wyzbyć myśli, że mogłoby być jednak lepiej. „Ci mają lepiej, tamci też, gdybym ja tak miał, to pewnie czułbym się szczęśliwy”. Gdyby to wszystko było takie proste. Truizmem, którego wielu nie akceptuje, bądź zaakceptować nie chce, jest fakt, że ile byśmy nie mieli, nasze poczucie, że moglibyśmy mieć więcej, żyć lepiej – nie ugaśnie. To klątwa ludzi, że posiadają analityczne umysły zdolne do szerokich wyobrażeń i ciągłego kombinowania. Inne istoty żywe, przynajmniej z tych, które znamy, nie posiadają takich problemów. Podejrzewam, że taki koń jest zadowolony, kiedy zaspokajane są jego podstawowe potrzeby. Mucha może być „szczęśliwa”, kiedy egzystuje. Dziecko niemające w pełni rozwiniętej świadomości, jest szczęśliwe, gdy ma zabawkę a ktoś jest obok, na odległość krzyku. Czemu my, dorośli ludzie, tak nie możemy? 😓

Myślę, że faktycznie nie możemy. Chociaż są ludzie, którzy zarzekają się, że nie posiadają pragnień i Ci, którzy określający się mianem „oświeconych”, przybierają jedynie maski, spychają w głąb swojej świadomości prawdę, zwyczajnie się okłamując. Życie w kłamstwie tak głębokim, że niemal nieuświadomionym, nie może być życiem szczęśliwym. Choć i tu można się ze mną kłócić, bowiem każdy ma przecież swoją definicję szczęścia, nie jest to coś uniwersalnego dla wszystkich. Ja jednak szczęście pojmuje bardzo rygorystycznie. Dla mnie szczęście ma bardzo prostą definicję i jest przeciwieństwem nieszczęścia. Nieszczęście to nagromadzenie zmartwień, także pojęcie szczęścia traktuje, jako brak zmartwień. Dlatego też uważam, że to dla człowieka za dużo i ze względu na zbyt rozwinięty mózg, jest on pozbawiony szansy by je osiągnąć. Smutne, ale no cóż. 💘

Mając w sobie tak wiele frustracji, gniewu, świadomości nieuniknionego końca i obaw przed różnymi rzeczami na drodze życia, człowiek skazany jest raczej na brak nieszczęścia niż szczęście i nie, nie jest to tożsame. Czy możliwe jest, że zaczniemy z czasem bardziej doceniać te dobre rzeczy niż martwić czy gniewać się tymi złymi? Mała szansa. Jest potwierdzone naukowo, że ludzie pamiętają lepiej to wspomnienia, które wiążą z przykrością. Zwyczajnie negatywne emocje są silniejsze i liczniejsze, nie ważne, co by prawili idealiści o nieskończonej sile miłości czy tym, że dobro zawsze zwycięży zło. Niestety, ale zło wygrywa o wiele częściej, do tego z prostej przyczyny. Zło atakuje. Obrona zawsze będzie obroną, czyli powstrzymaniem ataku przy poniesieniu możliwie niskich kosztów. ❤

Owszem, jest to krzywdzące.. owszem, nieuczciwe. Natomiast porzucanie dobrych wartości dla tych złych, nie powinno być brane pod uwagę. Zło jest silniejsze bo niszczy. Niszcząc zaś, sprawimy, że wszystko w około nas zacznie się kończyć - a z czasem dotknie to i nas samych. 🙈

Pozdrawiam,

Tester Doświadczeń.

piątek, 30 sierpnia 2024

Na fali...



 


Cześć Kochani.

 

Ciągle gdzieś płyniemy. Koczujemy i dreptamy, całe życie poszukując czegoś, co przyniesie nam spełnienie. Czegoś, co sprawi, że poczujemy się dopełnieni. Czego najbardziej pragnie człowiek, jak myślicie? Myślę, że różni ludzie powiedzieliby na ten temat zupełnie odmienne rzeczy, ze względu na swojego indywidualne doświadczenia i prywatne przekonania. Nie ma w tym nic dziwnego. Poza tym, ludzie mają tendencję do myślenia właśnie swoimi własnymi kategoriami, dlatego chociażby najlepiej pamiętamy i najbardziej porusza nas to, co możemy odwołać do siebie samych. Patrzmy jednak przez chwilę uniwersalnie. Co jest najważniejsze dla człowieka? Najważniejsze jest poczucie bezpieczeństwa. Jeżeli nie mamy zaspokojonej tej największej z potrzeb, całe życie będziemy poszukiwać innych doznań, byle by wypełnić pustkę, spowodowaną tym brakiem komfortu psychicznego. 😔

Poczucie bezpieczeństwa najprościej ludziom zastępować poczuciem przynależności. Poczucie bycia w grupie, bycia docenionym czy w jakimś stopniu potrzebnym, jest chyba drugim, najważniejszym filarem szczęścia, zawartego w naszej gatunkowej egzystencji. Poczucie przynależności zresztą, bardzo ułatwić może zdobycie poczucia bezpieczeństwa, choć oczywiście jego gwarantem nie jest. Można mieć paczkę naprawdę zgranych znajomych czy kochających rodziców a nadal, poczucie komfortu psychicznego może być dalekie – składa się na nie po prostu zbyt wiele czynników, stąd ludzie tak rzadko są szczęśliwi w swoim bycie. 😢

Tu przechodzimy zaś do wymagań. Zastanówmy się, czy przypadkiem nie wymagamy od życia, od innych i od siebie nazbyt wiele? To jest coś, co poruszam od czasu do czasu, uważając to za niezmiernie interesującą z psychologicznego punktu widzenia kwestię. Wymagania. Zawsze też tłumaczę to w ten sam sposób, w zasadzie w kontekście biologicznym. Ludzki gatunek ma bardzo rozbudowany mózg, dlatego rządzi planetą i ma ambicje by rozszerzać swoje istnienie nawet poza nią. Żaden ssak, gad czy ktokolwiek inny, nie może pochwalić się tak rozbudowanym intelektem. Intelektem zdolnym tworzyć, marzyć, naginać fakty i analizować zdarzenia z dogłębną pieczołowitością. Wiedząc to, naprawdę nie jest to nic dziwnego, że ludzie stawiają sobie coraz to wyższe wymagania i mają coraz wyższe wymagania od życia, obserwując każdego dnia jak świat zmienia się przy pomocy niemal nieograniczonego potencjału intelektualnego. 💣

Kolejnym elementem naszego domina, jest potrzeba. Skoro mamy wymagania, to i stwarza się potrzeba by nim sprostać. Potrzeba jest jednym z głównych motorów napędowych rozwoju. Rodzi się zazwyczaj jeszcze przed ideą i bywa nieuświadomiona, póki z pomocą idei nie zabierze wyraźnego kształtu. Wszystko rodzi się z potrzeby i poczuciem potrzeby umiera, taka jest kolej rzeczy. Jednak, co dzieje się, jeżeli uświadomiona potrzeba przez długi czas nie zostaje spełniona? Są tylko dwie ścieżki w takim wypadku - umiera, albo zamienia się w żądzę. Żądza to bardzo ciekawe wynaturzenie, swoją drogą. Żądza jest potrzebą, pragnieniem tak silnym, że zatruwającym umysł. O ile gwoli potrzeby, jesteśmy w stanie się kontrolować i rozciągnąć działania, które mają ją zaspokoić, w czasie, o tyle z żądzą już nie ma takiej możliwości. Z emocjonalnego punktu widzenia, żądza przypomina agresję. Jest wybuchowa, ciężka do pohamowania, wyniszczająca i skłaniająca do irracjonalnych zachowań. 😵

Do spełnienia żądz dąży się prawie za wszelką cenę, jest to powiem patologia emocjonalna. Wyjątkiem zazwyczaj jest poświęcenie dla niej swojego życia, jeżeli nie współistnieje z innymi patologiami natury psychicznej. Załóżmy więc, że nie zostanie ona spełniona, wypalając wcześniej targanego nią człowieka. Co dzieje się potem? Oczywiście nic dobrego. Choroby, zaburzenia, ogólna rezygnacja i brak poczucia kontroli nad własnym życiem. Pustka, emocjonalne rozbicie, poczucie krzywdy. Całkowity brak poczucia bezpieczeństwa i celowości działań. Po co robić cokolwiek, skoro nie można sięgnąć celu, nawet dając z siebie 150%? By wydostać się z takich stanów na własną rękę, ludzie sięgają po używki, zamykają się w sobie, wpadają w kompulsje czy dopuszczają się strasznych czynów. Czasem kończą swoje życia. Najbardziej popularnym wyzwalaczem emocji jednak w takich wypadkach są ryzykowane zachowania. 👽

Dzięki ryzykownym zachowaniom, ludzie odzyskują poczucie kontroli, podbudowują się emocjonalnie i dostarczają sobie masy wrażeń a neuroprzekaźniki w końcu zaczynają wydzielać się w większej ilości, co powoduje ogólne ożywienie i ponowne chęci do zaspokajania swoich potrzeb. Co w końcu może radować człowieka rozbitego przez niemożność spełniania swoich potrzeb, pragnień a w końcu żądz, niż ryzykowanie wszystkiego dla spełnienia tychże? Szafowanie swoim życiem dla chwil uniesienia, jest bardzo groźną patologią, jednak do ludzi parających się tego typu zajęciami, nie docierają sensowne argumenty. Jedni robią to, bo spróbowali i się uzależnili (adrenalina to potężny neuroprzekaźnik) a inni robią to, bo nie mają nic do stracenia, gdyż inaczej ich satysfakcja emocjonalna z życia, zwyczajnie szoruje po podłodze. 👎

Mam wrażenie, że trochę odleciałem i przekaz, jaki chciałem ukierunkować, uległ gdzieś po drodze rozmyciu. Zawrę więc w myśli końcowej, mniej więcej to, co chciałbym byście odnaleźli między wierszami. Wszystko rozchodzi się o poczucie bezpieczeństwa. Poszukujemy go przez całe życie w różnych rzeczach, podejmujemy się wielu interakcji, staramy się do niego dążyć, choćby nie do końca świadomie… i przez to bardzo często kończymy na ścieżkach, na których nie chcielibyśmy się znaleźć, bądź znajdujemy to poczucie w rzeczach, które nie powinny nam go dawać. Czy jednak warto rezygnować z poszukiwania tej najbardziej prymitywnej formy szczęścia? Wydaje mi się, że nie. Natomiast osobiście radziłbym nam wszystkim, żeby działać mniej zapalczywie. Rozwaga i umiar może i nie przyspieszają tego, co chcielibyśmy osiągnąć, ale czynią naszą drogę o wiele mniej kamienistą. 💓

Pozdrawiam,

Tester Doświadczeń


czwartek, 15 sierpnia 2024

Etyka w zawodzie psychologa

 


 

Etyka w zawodzie psychologa.


                                                                            Autor: Michał Iwan

 

            Słowem wstępu. Wybrałem temat etyki w zawodzie psychologa z uwagi na to, że jest to temat mi bardzo bliski. Jako przyszły psycholog, czuję się zobowiązany do przestrzegania norm etycznych i moralnych, tak by nie narazić potencjalnego, przyszłego klienta na nieprzyjemne reperkusje moich działań. Sam też nie zamierzam ponosić konsekwencji z tego tytułu, chyba, że zmuszą mnie do tego wyjątkowe okoliczności – o tym jednak wypowiem się w dalszej części referatu.

Wdaje mi się, że na początek, warto określić, czym jest etyka, skąd się wywodzi i czemu jest tak ważna? Otóż, etyką nazywamy naukę filozoficzną, stawiającą sobie pytanie i dającą odpowiedzi, na zagadnienie które brzmi: jak winno się postępować moralnie i praworządnie? Jest to bez wątpienia, gałąź nauki ściśle powiązana z psychologią, jak i socjologią. Kiedy zaczęła się etyka, skąd się wywodzi? To naprawdę dobre pytanie, sądzę bowiem, że od czasu, kiedy to człowiek zaczął przejawiać chociaż cień racjonalnego myślenia, zaczął też myśleć nad tym jak postępować, by żyło mu się lepiej w gronie innych ludzi. Oczywiście założyć można, że tak jak wielkie myśli filozoficzne, etyka uległa znacznemu zgłębieniu za czasów filozofów ze starożytnej Grecji, nikomu jednak nie da się przypisać jej stworzenia. Ostatnie zagadnienie gwoli wstępu brzmi: Czemu etyka jest tak ważna? To proste, bez etyki, niema praworządności i zdrowych relacji. Kodeksy etyczne obecne są wszędzie. Nie tylko ich ogólny zarys kieruje naszym życiem codziennym, ale występują też odrębnie w określonych zawodach, organizacjach i sektach.  Cały świat opiera się na moralności, bez niej, bylibyśmy niczym zwierzęta - dzicy i niepoukładani, co niewątpliwie szybko odbiłoby się negatywnie na całym naszym gatunku. Przy dobrych wiatrach nasza populacja uległa by znacznemu przerzedzeniu, przy tych złych, wyniszczylibyśmy się doszczętnie.

            Jeżeli wprowadzenie mamy już za sobą, przejdę dalej. By należycie przedstawić zagadnienie etyki na przykładzie pracy psychologa, przydałoby się wpierw nakreślić czym właściwe zajmuje się psycholog. Najprościej mówiąc, psycholog zajmuje się zdrowiem psychicznym. Psychologowie odpowiadają za diagnozy oraz stanowią doraźne i zazwyczaj stosunkowo krótkoterminowe wsparcie emocjonalne dla swoich klientów. Bardzo często, psychologowie prowadzą również badania własne, poddając w wątpliwości zagadnienia z dziedzin zdrowia psychicznego. Szukają również coraz to lepszych metod, aby precyzyjnie określić problemy odwiedzjących i zawierzających im ludzi. Stanowią oni również ważny trybik w maszynie terapeutyczno-diagnostycznej, z uwagi na stałą współpracę z psychiatrami, lekarzami i psychoterapeutami. Z mojej perspektywy, jest to relatywnie wąskie spektrum działania, jednak niesamowicie istotne. Przechodząc do meritum, po co psychologowi normy etyczne? Mógłbym odpowiedzieć pobieżnie i oględnie, mówiąc jedynie, że każdy zawód, gdzie centrum stanowi praca z ludźmi, powinien posiadać jakieś wyznaczniki moralności. Jest to jednak odpowiedź niegodna referatu, dlatego też, postanowiłem możliwie szczegółowo rozrysować wszelkie aspekty, w których należy trzymać się etyki. Nim przejdę dalej, poruszę jeszcze jedną kwestię, mianowicie fakt, kto ustala normy etyczne dla zawodu psychologa. Każdy zawód wymaga ściśle określonych norm – człowiek starając się „na czuja” postępować moralnie, jest w stanie popełnić dużo błędów. Posiadanie zaś ściśle wyuczonych „przykazań” odnośnie postepowania i reagowania, łatwiej jest trzymać w ryzach nieporadną, ludzką naturę. Dla psychologów, normy etyczne tworzą różne organizacje, zrzeszające wyżej wymienionych. Przykładami może być APA (Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne) czy PTP (Polskie Towarzystwo Psychologiczne). Tam grupy psychologów demokratycznymi metodami, uchwalają kodeksy określające wzorce postępowania, tworzą testy diagnostyczne, a także zajmują się ogólnym nadzorem.

Kontynuując rozważania na temat etyki w kontekście poszczególnych aspektów pracy psychologa, zacznę niniejszym od jednego z najważniejszych czynników, poufności. Wiadomym faktem jest, że psycholog musi być dla klienta wiarygodny i starać się zdobyć jego zaufanie i sympatię, inaczej proces terapeutyczny nie będzie efektywny. Sympatia sama w sobie jest niezwykle ważnym czynnikiem budującym relacje społeczne, powiązane jest również bezpośrednio z racjonalnością (Kalita, C., 2016). Dodać warto, że psycholog to również lekarz, tylko ten od emocji i uczuć, obowiązuje więc go tajemnica lekarska jak każdego, innego kolegę z pokrewnego zawodu. Zachowywanie informacji nabytych od klienta dla siebie, mogłoby wydawać się czymś oczywistym, niepotrzebnie odnotowanym w kodeksie etycznym. Nie wszyscy jednak nauczeni są od dziecka lojalności, nie wszyscy mają też rozbudowaną wyobraźnię, tak by móc uświadomić sobie wagę tego, jak wielkim aktem zaufania jest zwierzanie się obcej osobie z problemów życiowych. Otworzenie się na daną relację jest zawsze niekwestionowanym aktem odwagi i wybiegiem w przód. Jeżeli coś komuś mówimy, zawsze robimy to w jakimś celu, oczekując określonej reakcji. Z uwagi na ogólnodostępny kodeks lekarski, ludziom łatwiej jest wyrzucić z siebie negatywne emocje i ciążące wspomnienia, jeżeli wiedzą, że nie pójdą one dalej w świat. To całkowicie naturalne, że jako jednostki ludzkie z natury jesteśmy zamknięci w sobie, nie cierpimy też plotek na swój temat. Kto o zdrowych zmysłach chciałby słuchać zmyślonych historii o samym sobie, szczególnie, że rozchodzące się plotki, bardzo rzadko mają charakter pozytywny. To negatywy zazwyczaj bardziej przyciągają ludzi i to im poświęca się zdecydowanie więcej czasu. To fakt naukowy, że o wiele lepiej pamiętamy złe wspomnienia, zaś te nacechowane negatywnie słowa wyłapujemy sprawniej i zostajemy z nimi na dłużej. Mimo świadomości społecznej odnośnie postępowania psychologów, bardzo wiele spotyka się opinii w tych czasach (ale i podejrzewam, że w minionych nie było lepiej), by nie mówić zbyt wiele innym, aby nie zostało to wykorzystane przeciwko nam samym – utrudnia to tym samym przekonanie się do założenia, że są ludzie, dla których etyka w postępowaniu jest niebywale ważna. W sieci i w mediach, promuje się samodzielność w rozwiązywaniu swoich problemów i rzuca się pustymi sloganami, typu: „umiesz liczyć, licz na siebie”. Niewielu zastanawia się nad tym i dostrzega konsekwencje płynące z takiego przekazu. My ludzie jesteśmy zwierzętami stadnymi, nie mogąc polegać na sobie wzajemnie i będąc zmuszanymi do samotnego stawiania czoła światu, stajemy się z czasem wybrakowani i nieszczęśliwi. To w relacjach tkwi nasza siła. W miłości, zaufaniu, akceptacji i tolerancji. Podsumowując krótko, zachowanie poufności jako norma etyczna w zawodzie psychologa jest jedną z najbardziej istotnych i podstawowych. Bez poufności, nie będzie zaufania, bez zaufania zaś, niema nic, na czym można by było zbudować coś naprawdę konstruktywnego z poziomu relacji.

Kolejną ważną postawą wobec klienta, wynikającą z moralnych pobudek jest szacunek. W życiu często zdarza się nam nie myśleć i uczynić komuś dyshonor, czy zaserwować mu inną, godzącą we wrażliwość ujmę. To jak najbardziej normalne, chociaż wolelibyśmy się tego wystrzegać. Nie lubimy być traktowanymi bez szacunku. Podejrzewam, że każdy wie, jak to jest zostać potraktowanym z góry, bądź z jawną niesprawiedliwością. Czujemy się wtedy mali, zmieszani, zagubieni czy rozgniewani. Towarzyszy nam wówczas cała gama emocji, których zapewne czuć byśmy nie chcieli. Od maleńkości wiemy, że niekiedy nie da się uniknąć niewygodnych sytuacji, przedmiotowego traktowania czy urażenia innej osoby. Gabinet psychologa jednak, plasuje się ponad normami standardów życia. Poszanowanie dóbr i zasobów klienta to elementarna zasada moralno-etyczna (Sikora, K., 2016). W psychologicznym gabinecie wszelkie interakcje międzyludzkie odbywać się muszą w duchu szacunku do klienta. Dobrego specjalistę w dziedzinie psychologii cechuje empatia, wyczucie, opanowanie i bezstronność. Psycholog nie wydaje osądów, psycholog nie grymasi, nie daje po sobie poznać głębszych emocji. W tym zawodzie zawsze trzeba być czujnym i zwracać bardzo dużą uwagę na słowa, które kierujemy do klienta, bądź które on kieruje do nas. Ważne jest by stworzyć w swoim gabinecie przestrzeń pełną akceptacji, ciepła, ale i wyważenia. Każde emocje, które wydostają się z nas w nadmiarze, stanowią pewien ciężar. Dlatego psycholog w swojej pracy powinien korzystać z usług innego psychologa w ramach tak zwanej superwizji. Wszystko po to, by móc zrzucić z siebie ciężar innych oraz swój własny i móc poddać swoje działania dogłębnej analizie, patrząc na wszystko z boku. Uwalniając się od tej małej dygresji, wrócę do szacunku. Jest to dość ciekawe etycznie pojęcie. Szacunek można dawać i przyjmować, szacunku również można być godnym, bądź i nie. Szacunkiem można kogoś obdarować (gdy nie jest go z naszej perspektywy godny, natomiast należy to robić), szacunek można komuś odebrać (wraz z godnością). Na czym opiera się więc szacunek i czym jest? Szacunek jest postawą moralną, ukierunkowaną na pozytywne traktowanie kogoś lub czegoś, kto, bądź co przedstawia dla nas wartość. Szacunek zawiera w sobie dbałość i element podziwu. Wydaje mi się, że postawa ta jest podstawowym czynnikiem udanej koegzystencji między ludźmi. Jeżeli traktujemy kogoś z szacunkiem a ten ktoś odwdzięcza się tym samym, dbamy tym samym wzajemnie o swoje poczucie wartości. Jak okazujemy szacunek drugiemu człowiekowi? Metod jest naprawdę wiele. Szacunek można wyrażać wyczuciem, ubiorem, umiejętnym słuchaniem, używaniem zwrotów grzecznościowych w rozmowie, komplementami lub działaniem ukierunkowanym na zapewnienie komfortu drugiej osobie, chociażby na czas wspólnej interakcji. Myślę, że nie muszę podsumowywać kwestii szacunku w kodeksie etycznym psychologa, jest to w końcu elementarny warunek, konieczny do przeprowadzenia udanej rozmowy.

Następną ważną kwestą, o której wspomniałem na łamach poruszania pojęcia szacunku, jest bezstronność. Ta niebywale istotna cecha psychologa z punktu widzenia etyki, jest również jedną z najtrudniejszych (zaś według mnie nie istnieje wcale, o czym opowiem zaraz). Wszystko przez to, że jako ludzie, postrzegamy wszelkie wydarzenia dziejące się w około nas w sposób subiektywny. Moją prywatną opinią jest, że niema czegoś takiego jak pojęcie „obiektywne”. To jak rozumujemy zawsze jest w jakiś sposób nacechowane, zaś jeżeli uznamy, że pojmujemy coś w sposób obiektywny, czyli odkładając na bok swój ładunek emocjonalny, by bardziej pieczołowicie przyjrzeć się faktom – nadal jest to nasze subiektywne odczucie. Nie jesteśmy w stanie dostatecznie racjonalnie podchodzić do swoich procesów umysłowych, stąd nasze działania obracające się w kręgu wartości, uczuć i emocji, nigdy nie będą pod naszą pełną kontrolą. Bezstronność w zawodzie psychologa, biorąc pod uwagę wyżej wymienione kwestie, jest dla mnie równie pustym sloganem. Stronę bowiem obieramy bez udziału pełnej świadomości, wyciszenie zaś sygnałów, które karzą nam ją obrać, nie jest już bezstronnością a samokontrolą. Przechodząc więc płynnie z jednego pojęcia w drugie, uznać muszę, że samokontrola jest czymś co daje szerokie pole do popisu. Dzięki niej, jesteśmy w stanie oddalić od siebie emocje, tak by nie przeszkadzały nam w wykonywanym zawodzie. Poprzez samokontrolę otwieramy drogę logice, umożliwia nam ona analizy i zdrowe podejście do tematu. Pomyślmy, gdyby chirurg nie umiał trzymać nerwów na wodzy, partaczyłby każdy, nawet najprostszy zabieg z powodu ciążącej na nim presji. Gdyby sędzia nie trzymał nerwów na wodzy, ulegałby sugestiom związanym z jego własnymi odczuciami, negując przy tym wagę faktów. Wreszcie, gdyby psycholog ulegał swoim własnym poglądom na przedstawiane mu problemy czy sytuacje, nie mógłby powstrzymać się od przedwczesnej diagnozy, racjonalizowałby też zachowania klienta bądź poddawał się potrzebie oceny jego działań. To wszystko zaś, skutkowałoby zmarnowanym czasem i błędami w dedukcji. Samokontrola w kontakcie z klientem i wynikająca z niej względna bezstronność, należą się w ramach ogólnie pojętego szacunku. Etycznym jest nie wyrokować i pozostać możliwie wolnym od uprzedzeń, tym bardziej kiedy ktoś zgłasza się do Ciebie z problemem i od powodzenia waszego kontaktu, zależy tego kogoś zdrowie psychiczne. Pamiętajmy, że klient tak samo jak terapeuta jest istotnym elementem procesu leczenia (Opoczyńska-Morasiewicz, M., i Morasiewicz, J., 2015).

Jeszcze inną powinnością psychologa, związaną bezpośrednio z kodeksem etycznym, jest uzyskanie zgody od klienta na podjęcie terapii. Chodzi tu oczywiście o zgodę, wychodząca z transparentności i szczerości, jaką winien cechować się psycholog. Tutaj jednak warto się zatrzymać, transparentność to bowiem następna, dość szeroka kwestia. Przede wszystkim warto już na wstępie tego pojęcia, wprowadzić podział. W pracy psychologicznej mówi się o transparentności bardziej metod pracy i zasad panujących w gabinecie, niż osoby samego psychologa. Mówi się, że psycholog jako osoba prywatna, powinien nią pozostać. Owszem, bardzo istotne jest by specjalista, do którego się udajemy był faktycznie specjalistą i byśmy wiedzieli już na samym wstępie, czy jest osobą odpowiednią do tego by zająć się naszymi problemami. Mile widziany jest przejrzysty dla nas zarys kompetencji i ogólnej przeszłości wybranego specjalisty, natomiast wciąż podważany jest obraz psychologa otwartego, o którego przeszłości i poglądach wiemy bardzo wiele. Psycholog taki musi bardziej się mieć na baczności, tak by nie ulegać podstępom bazującym na jego prywatnych poglądach i ideałach. Znów jednak poddałem się dygresji. Wracając do tematu transparentności, psycholog nie może posługiwać się oszustwami i manipulacjami w procesie diagnostycznym. Wszystko musi odbywać się za jawną zgodą klienta, często potwierdzoną na piśmie. Jedyną tajemnicą powinny zostać objęte kryteria oceny testów psychologicznych, z prostego powodu. Jeżeli klient wie od początku co u niego podejrzewamy (a w ogólnym zarysie wie, bo musi wiedzieć - tego wymaga etyka) i będzie znał podstawę interpretacji takich, nie innych testów psychologicznych – może spróbować je zmanipulować, by wszystko poszło po jego myśli. Kryteria oceny i sieci powiązań między odpowiedziami zaznaczonymi na teście a zachowaniami prezentowanymi przez klienta, są elementem wiedzy psychologa. Trochę złośliwie powiedzieć mogę, że im mniej klient na temat psychologii wie, tym skuteczniejszy jest jego proces terapeutyczny bądź diagnostyczny. Posiadanie specjalistycznej wiedzy daje bowiem narzędzia do podważania zdania specjalisty, więc i całego procesu. Nie należy jednak zapominać o tym, że to nie tylko wiedza tworzy psychologa. Robi to też praktyka. Zbierając informacje z tego kawałka do kupy, powiedzieć mogę, iż transparentność procesu i zasad panujących w gabinecie jest niezmiernie ważna. Klient nie może czuć się zagubiony i oszukiwany. Psycholog natomiast powinien pamiętać o tym, że to nie on jest klientem i nie dać się wciągać w osobiste dyskusje, tak by nie wywołać konfliktu ról.

Ostatnią kwestią jaką chcę poruszyć to stałe poszerzanie swojej wiedzy. Z etycznego punktu widzenia, to nie mniej ważny temat niż wszystkie poprzednie. Wiadomym jest, że człowiek uczy się całe życie. Nie mowa tu (co oczywiste) o inteligencji, tylko mądrości nabytej z pomocą doświadczeń. Psychologowie, psychiatrzy, psychoterapeuci i lekarze, jednym słowem, wszyscy Ci którzy odpowiadają za ludzkie zdrowie – powinni z moralnego punktu widzenia stale poszerzać swoje horyzonty. Wszystko bowiem wiąże się z metodologią prowadzonych działań. Jeżeli nie jesteśmy nastawieni na łowienie nowinek i ciągłe aktualizacje posiadanych informacji, może się w końcu okazać, że zaczniemy popełniać błędy. Tych oczywiście się nie uniknie, popełniać błędy to rzecz ludzka. Można kolokwialnie stwierdzić, że ten kto nie popełnia błędów, w zasadzie nie żyje. Dzięki błędom uczymy się prawidłowych wzorców postępowania i poznajemy wagę złych decyzji. Pokuszę się o stwierdzenie, że nie można być dobrą osobą, nie mając na swoim koncie złych uczynków. To filozoficzne stwierdzenie, natomiast istotnie, niema dobra bez zła. Równie filozoficznym zagadnieniem jest też obecność zła w błędach. W końcu nie każdy błąd jaki popełniamy w życiu, wychodzi od złych intencji czy negatywnych emocji, mimo wszystko zaś przyjmujemy odgórnie, że to źle, iż go popełniliśmy. Po raz enty natomiast odbiegam od tematu na rzecz otoczki mu towarzyszącej. Wiedza. W naszym codziennym życiu, przydaje się nam na każdym kroku, nie jesteśmy jednak zobligowani do tego by ją posiadać w jakimś określonym kawałku, a co dopiero ją poszerzać. Ze zdrowego, ludzkiego punktu widzenia człowiek ma pełne prawo do niewiedzy. Jest bowiem istotą posiadającą swoje życie na wyłączność. Decyduje on o sobie… I tu pojawia się druga kontrująca myśl - jak wspomniałem na początku, ludzie, którzy są odpowiedzialni za innych, winni mieć etyczny obowiązek, edukowania siebie w obszarze wykonywanego zawodu. Niewiedzą można uczynić naprawdę wiele szkód, stąd moralność podpowiada, że aby nie sprawić krzywdy drugiemu człowiekowi swoją ignorancją, warto minimalizować wszelkie czynniki, które mogą doprowadzić do takiego stanu rzeczy. Psychologia jako nauka, ulega stałym przeobrażeniom (Bańka, A., 1996).  Jasne, nie jesteśmy wszechwiedzący i nie mamy Boskiej mocy sprawczej, nie unikniemy pomyłek na swojej drodze. Miejmy jednak nad swoim losem tyle kontroli, ile tylko możemy uzyskać, wkładając w to pracę i serce.  

            Tak oto prezentuje się w olbrzymim skrócie problem etyki w zawodzie psychologa. Gdyby zwrócić uwagę na wszystkie czynniki, która mają stanowić moralny kompas na drodze diagnozy i terapii, a także zwykłych relacji międzyludzkich, referat ten przyjąłby formę o wiele bardziej rozległą i obawiam się, że utraciłby swoją wyrazistość z uwagi na fakt, iż wiele norm etycznych jest ze sobą ściśle powiązanych. Czytelnik mógłby pomyśleć, że w zasadzie w kółko czyta o tym samym, zmieniają się zaś pojęcia, które towarzyszą przemyśleniom. Etyka jest doprawdy zdumiewającą nauką i wraz z logiką, ochrzciłbym je mianem królowych. Logika pokazuje jak należy myśleć, etyka jak postępować. W parze, stanowią idealne podłoże do prac opierających się na analizach i wymagających udziału innych ludzi. Pozwolę sobie jednak zauważyć, że mimo pozornej kompletności z punktu widzenia racjonalnego człowieka, do bycia psychologiem potrzeba czegoś więcej. Suche fakty, przestrzeganie przyjętych norm i zasad oraz nienaganne maniery, nie czynią jeszcze dobrego psychologa. To empatia, czyli zrozumienie czyiś emocji, umiejętność umiejscowienia się w roli drugiego człowieka – ostatecznie uzupełnia niemal niewidoczną lukę między logiką i etyką.

Nim zakończę, chcę jeszcze wysunąć jeden wniosek i podtrzymać go należycie argumentacją. Jak wiadomo (bądź i nie), życie jest pełne zmiennych i żadne kodeksy, zasady i przygotowania w pełni nie przygotują nas na wszystkie rodzaje „niespodzianek”, z jakimi się w jego cyklu spotkamy. Bywają sytuacje, gdy określone, zawodowe normy etyczne przestają obowiązywać i jesteśmy skazani na własne wybory, wedle swojego kodeksu moralnego. Z punktu widzenia przyszłego psychologa, mam świadomość, że powinienem zawsze działać na rzecz dobra klienta. Jeżeli zaś klient zagraża, z uwagi na swoje postępowanie, sobie bądź osobom w najbliższym otoczeniu – sprawa odgórnie narzuconych norm etycznych zaczyna się komplikować. Zasada poufności przestaje obowiązywać, szczerość i transparentność też musimy wtedy przysłowiowo „schować sobie do kieszeni”. Życie ludzkie i sytuacje jego zagrożenia, wymagają natychmiastowych rekcji i niekoniecznie czystych zagrań.

 

 


 

Bibliografia:

 

 

Opoczyńska-Morasiewicz, M., & Morasiewicz, J. (2015). Etyka i psychoterapia. Psychoterapia, (4 (175)). 23.04.2024

Kalita, C. (2016). „Bezstronny obserwator” Adama Smitha a neutralne kryteria oceny w etyce społecznej. Analiza i Egzystencja: czasopismo filozoficzne, (36), 93-112. 26.04.2024

Sikora, K. (2013). Dobro odbiorcy w kodeksach etyczno-zawodowych psychologów. Roczniki Psychologiczne16(4), 587-601. 26.04.2024

Bańka, A. (1996). O profesjonalizmie psychologicznym i jego związkach z nauką oraz etyką. Czasopismo Psychologiczne2(2), 77-80. 28.04.2024

 

czwartek, 8 sierpnia 2024

Bardziej gadżet niż sprzęt - recenzja Huawei Smart Band 8

 



Hej, hej!

 

Bez zbędnych wstępów, weźmy dzisiaj pod lupę opaskę fitness, Huawei Smart Band 8. Używam tego sprzętu już od pięciu miesięcy i mogę stwierdzić, że jak za cenę poniżej 200 zł, jestem względnie zadowolony. Nie oznacza to jednak, że nie przeszedłem z tą pierdółką ciężkiej drogi ku akceptacji… Ale po kolei.

 

Design

 

Opaska jest całkiem zgrabna i dobrze leży na ręce. Ekran AMOLED nie jest specjalnie duży, długość to około paliczek kciuka, szerokość małego paliczka. Szklana część ekranu posiada plastikową obudowę. Gumowy pasek trzymający opaskę na ręce nie jest śliski, ma również wypustkę na drugim zapięciu, by nie wisiał smętnie po byle otarciu się o coś. Pasek jest również wymienny i dostępny w wielu barwach, co ewidentnie pomaga w doborze kolorów względem aktualnie założonych ubrań (coś dla modnisiów). Wymienny pasek to również duży komfort, gdyby należało go bezproblemowo wymienić z uwagi na uszkodzenie (choć mam wrażenie, że należałoby się mocno postarać by coś mu zrobić). Z poziomu aplikacji, producent chwali się dostępnością ponad 10 tysięcy motywów tarcz, więc i tu można je sobie dobrać do swoich preferencji. Część tarcz jest darmowa, część płatna, w tym uważam, że te bezpłatne są wystarczająco różnorodne i funkcjonalne by na te drugie nawet nie spojrzeć. Motywy można zmieniać także z poziomu zegarka, gdy tylko ma się na to ochotę, wystarczy przytrzymać palcem ekran w miejscu głównej karty i wybrać inny z pamięci podręcznej. Band 8 jest dosyć jasnym zegarkiem, wystarczająco by widzieć dobrze w pełnym słońcu, nawet na niepełnych ustawieniach jasności. Design podbija również możliwość włączenia opcji niewygaszania ekranu (AOD), obniża go zaś brak szyby z powłoką ograniczającą odbijanie się palców.

 

Funkcjonalność

 

Opaska Huawei Band 8 jest baaaardzo funkcjonalna i kompatybilna tak z Androidem jak z IOS. Posiada ponad 100 trybów sportowych - większości nawet nie wypróbujecie, gwarantuje wam. Nawet jeżeli jesteście wirtuozami sportu, szanse są nikłe. Niekoniecznie zaś przez niepraktykowanie, lecz lenistwo i konieczność aktywowania danego pakietu treningowego - opaska Huawei bowiem potrafi rozpoznać aktywność, ale tylko opartą o bieg czy marsz. Band 8 posiada krokomierz (sic!) i pulsometr, a także monitor snu, stresu, natlenienia i bezruchu. To całkiem dużo jak na sprzęcik w takiej cenie. Z pomocą tej opaski, która posiada dość wyraźne wibracje w dwóch stopniach intensywności, można otrzymywać informacje o wybranych powiadomieniach (w tym odpisywać domyślnymi zwrotami na smsy) a także przychodzących połączeniach. Idealne rozwiązanie dla takich ludzi jak ja, którzy nienawidzą mieć włączonych dźwięków w komórce a chcą być na bieżąco z komunikacją. Pulpit zegarka jest dość łatwy i intuicyjny w obsłudze, posiada przełączające się karty z informacjami takimi jak pogoda, aktualny puls, natlenienie, ocena snu czy monitor aktywności. Smartband posiada podstawowe funkcje takie jak „znajdź swój telefon”, „alarm”, „stoper” czy „minutnik”. Większość rozszerzonych danych z opaski zbiera dla nas aplikacja na telefon, Huawei Zdrowie. Po skonfigurowaniu sprzętu z aplikacją, mamy dostępnych wiele rozszerzonych opcji. Jedynym mankamentem są tu tryby treningowe. „Zdrowie” nie posiada monitoringu innych ćwiczeń niż marsz, bieg, spacer czy jazda na rowerze. Dość mocno ogranicza to funkcjonalność, bowiem z poziomu komórki o wiele łatwiej byłoby załączyć dany tryb tuż przed wykonywaną aktywnością. Co do baterii, trzyma ona około osiem do dziewięciu dni przy włączonych wszelkich opcjach prócz AOD i z okresowym monitoringiem aktywności innych niż kroki. Ładowanie trwa godzinę lekcyjną z pomocą dedykowanej ładowarki magnetycznej. Na koniec warto jeszcze wspomnieć, że opaska fitness Band 8 posiada wodoszczelność 5 ATM, dającą jej możliwość wytrwania na głębokości 50m przez czas 10 min, nie polecam jednak jej testować w takich warunkach. Pod prysznic i do basenu - wejść w niej można.

 

Jak to w praktyce działa?

 

Bardzo bym chciał napisać, że wszystko czym chwali się producent, działa bez zarzutu. Niestety nie jest tak kolorowo i cena też na to wskazuje. Huawei Band 8 to bardziej gadżet niż sprzęt z prawdziwego zdarzenia. Zacznę od tego co popsuło mi najwięcej krwi i spowodowało, że na początku po trzech dniach używania, wysłałem sprzęt na gwarancję.

         Krokomierz:

Totalnie nie polecam krokomierza w tej opasce. Bardzo mocno oszukuje z uwagi na niezwykle wręcz czuły akcelerometr. W serwisie dostałem informację, że nie jest to wada produktu, zaś jego ułomność. Pytałem po znajomych przed oddaniem sprzętu, jak sprawują się ich opaski w kwestii naliczania kroków przy wahadłowych ruchach ręką. Większość z nich (posiadających oczywiście inne modele opasek bądź smartwatch’y) odpowiadała mi, że ich sprzęt tych kroków nie nalicza. Jak wielki był mój zawód, gdy dostałem w serwisie taką a nie inną informację. Podsumowując, opaska z niezwykłą czułością nalicza wszelkie szybkie ruchy ręką jak i powolne ruchy wahadłowe, występujące naturalnie przy poruszaniu się. Przez to na każde 10 kroków, potrafi naliczyć dodatkowe od 5 do nawet 15, wszystko zależy od tempa poruszania się.

         Pulsometr:

Jako, że nie jest to pod żadnym warunkiem sprzęt medyczny, uważam, że nie ma co zbytnio wieszać psów na tej funkcji. Dane, które generuje opaska oczywiście nie pokrywają się z prawdziwymi, jednak różnica nie jest na tyle istotna, by nie można było czerpać korzyści z pomiarów. Różnica wynosi od 5-15 uderzeń na sekundę.

         Monitoring Snu:

Bardzo przydatna funkcja, jednak jak to już zapowiedziałem, również nie działa w pełni sprawnie. W kwestii długości snu, nie myli się dużo, problemem jest mierzenie poszczególnych etapów snu oraz wybudzeń w nocy. Jako, że nie mam, jak porównać profesjonalnego miernika snu z tym z opaski a bazuje w tym temacie jedynie na opiniach zewnętrznych, wspomnę tylko o prywatnych doświadczeniach. Moje doświadczenia mówią mi, że opaska często nie łapie wybudzeń (muszą być one zazwyczaj zaakcentowane obszernymi ruchami) i potrafi naliczać sen płytki nawet po wybudzeniu, wystarczy, że będziemy nadal leżeć. Nie jest to jednak bardzo istotna wada, w ogólnym rozrachunku monitoring robi robotę.

         Monitor stresu:

Działa on z pomocą pulsometru i działa bardzo prymitywnie. Zasada jest prosta, im wyższy puls, tym wyższy stres.

         Monitor natlenienia:

Pulsoksymetr działa. Tylko tyle mogą na jego temat powiedzieć z uwagi na brak możliwości pomiaru natlenienia krwi z pomocą akcesoriów medycznych. Moje wartości natlenienia wahają się od 96% do 99%.

         Monitoring bezruchu:

Ta opcja raz działa, raz nie. Wyłączyłem ją, nie potrzebuje przypomnień co godzinę, że należy się poruszać.

 

Podsumowując, nie mam doraźnego porównania z konkurencyjnymi opaskami od Oppo, Samsunga czy Xiaomi, więc nie zawrę w swojej opinii konkretnego, końcowego zestawienia. Ten tekst jest czysto osobisty, zawierający moje prywatne opinie na temat opaski Band 8 od Huawei. Czy kupiłbym ją dla kogoś z bliskich? Raczej tak, ale jeżeli miałbym wyższy budżet, celowałbym w pełnoprawnego smartwatcha.

Ps: Opaska posiada także opcję monitorowania cyklu menstruacyjnego u kobiet. Nie jestem kobietą, więc nie testowałem, grzechem natomiast byłoby nie wspomnieć.

 

Pozdrawiam Serdecznie,

Wasz Tester Doświadczeń

Trochę prywaty - życie pozaziemskie.

  Hej, hej Czytelnicy.   Mimo, że czasy nastoletnie już dawno za mną, nadal jestem w stanie przywoływać (w większości) z dość dużą wyraź...