Cześć Kochani.
W zasadzie, dawno mnie nie było i w sumie, nie przyzwyczajacie się, że będę tu często. Wena na pisanie czegokolwiek tutaj, przychodzi do mnie ostatnimi czasy wyjątkowo rzadko. Mimo, że mam napisanych przez ten okres ciszy parę tekstów, to nie ma ich na tyle, bym mógł z czystym sumieniem na nowo zadeklarować tutaj regularność. No to co, skoro to mamy za sobą, czas na cream de la cream.
Przy okazji dzisiejszego spotkania na moim blogu, chciałbym
omówić dość istotną z życiowego punktu widzenia kwestię. Strach. Mianowicie,
jak wpływa on na nasze życie, dlaczego go odczuwamy i dlaczego czasem lubimy
się bać. Oprócz tych punktów, przytoczę Wam nieco szerzej moją historię walki
ze strachem – o której, ogólnikowo powinniście już wiedzieć, jeżeli śledzicie
moje wpisy tutaj. 💁
Strach to bardzo ciekawy mechanizm, niewątpliwie konieczny do życia i
prawidłowego funkcjonowania. Człowiek, który nie odczuwa strachu, bez końca
podatny jest na narażanie się na niebezpieczeństwo. Strach największą rolę
pełnił dla nas jeszcze u zarania dziejów, gdy nasz gatunek dopiero raczkował
sobie po świecie. Dzięki temu, że baliśmy się, byliśmy w stanie unikać
zostawania pokarmem dla drapieżników. Strach czynił nas czujnymi, wybudzał ze
snu, sterował poczynaniami mającymi na celu zabezpieczenie swojej osoby.
Aktualnie strach pełni bardziej ogólnikową rolę, zwyczajnie uświadamia nam wagę
zagrożenia, w jakim jesteśmy, bądź możemy się znaleźć.
Strach jest uczuciem całkowicie naturalnym i uzasadnionym. Trochę inaczej
jest z lękiem, który utożsamiany jest z czymś irracjonalnym. Lękamy się
zupełnie niepotrzebnie, często nie wiedząc, czego. Boimy się zaś, rzeczy dobrze
określonych, lecz zazwyczaj nie do końca poznanych. Czy widząc kogoś idącego na
nas z nożem odczuwamy strach czy lęk? To jest akurat ciekawy przykład, bowiem
jednocześnie boimy się, że ktoś ma nóż w ręku i na nas idzie – jest to
uzasadniona obawa, ale jednocześnie lękamy się, że jest to NA PEWNO jakiś psychopata i
zrobi nam krzywdę – tu zaś zahaczamy o hipotezy i domysły. Także tak, lęk i
strach można z powodzeniem odczuwać symultanicznie i dzieje się to wcale nie rzadko. 👀
No to skoro mamy wyjaśnione parę kwestii, postawmy kluczowe pytanie,
dlaczego lubimy się czasem bać? Skąd nasz pociąg do horrorów, mrocznej muzyki i
zatrważających treści? Po pierwsze trzeba sprostować nieco, to nie tak, że
lubimy się faktycznie bać. Gdyby strach miał nam towarzyszyć, jako uczucie
namacalne, godzące w nasze życie prywatne uczucie, od którego nie mamy ucieczki
i na które nie mamy wpływu – wcale nie bylibyśmy na dłuższą metę zadowoleni.
Obawiam się, że nawet na krótką metę, byłoby to za dużo. "Lubimy" się natomiast
bać w środowisku przez nas kontrolowanym – wtedy, kiedy możemy od strachu się
odciąć, gdy sięga nas tylko jego cień, gdy możemy sobie uświadomić, że jesteśmy bezpieczni. Istnieją podobno dowody na to, że
wystawianie się na działanie kontrolowanego strachu, wpływa pokrzepiająco na
naszą psychikę i dzięki temu, potrafimy lepiej kontrolować to uczucie, mniej
też popadamy w stany lękowe. W sumie logiczne. Czy jest tak naprawdę? Moim skromnym zdaniem, coś
w tym jest... Według mnie, kluczowym elementem układanki jest nie tylko to jak mocnymi bodźcami strachu się raczymy, ale też to, w jakim
wieku zaczynamy się na takie odczucia wystawiać. Strach to potężne źródło
adrenaliny, a także dopaminy. Zaś nadmiar tych neuroprzekaźników (jak to nadmiar) prowadzi do
bardzo poważnych chorób psychicznych i wielu objawów somatycznych. 💀
Stąd przejdźmy już do mojej historii. Pisałem przy okazji innego felietonu,
że z powodu swoich zainteresowań ezoteryką, horrorem i zjawiskami
paranormalnymi – nabawiłem się bardzo dużych stanów lękowych. Główny wpływ
miały na to odcinki „Z Archiwum X”, które zacząłem oglądać w bardzo wczesnym
wieku. Muzyka rozpoczynająca odcinki, cholernie mocno działała na mój mózg,
przywołując najgorsze z możliwych wizji – szczególnie te traktujące o duchach i
istotach pozaziemskich. Zacząłem miewać hiperrealistyczne sny o uprowadzeniach
i nawiedzeniach, panicznie zacząłem bać się ciemności. Mogłem w niej zasypiać,
ale nigdy poruszać się. Do toalety w środku nocy poruszałem się biegiem, jak
wpadałem do łóżka, z miejsca otulałem się kołdrą i zamykałem oczy. Nie
potrafiłem zasypiać mając ciało odwrócone w stronę przestrzeni pokoju, jedynie,
gdy moja twarz była skierowany na ścianę, czułem się na tyle bezpiecznie by móc
otworzyć oczy.
Przez długi czas nic nie robiłem ze swoimi strachami i lękami, dopiero,
jako nastolatek w wieku gimnazjalnym - podjąłem walkę. Przesiadywałem w nocy na
środku pokoju z otwartymi oczyma, zamykałem się w piwnicy i siedziałem tam
kołysząc się jak dziecko z autyzmem podczas rozbicia emocjonalnego, reagując panicznie na każdy dźwięk. Chodziłem na wieczorne wycieczki do parku, z muzyką z „Z Archiwum X” odpaloną w
słuchawkach. Uczyłem się świadomego śnienia, żeby kontrolować swoje chore sny,
co z czasem zaczęło procentować i chociaż na 3 z 10 snów, udawało mi się
odpowiadać swoim umysłem. Taka szokoterapia, której intensywnie się poddawałem, mogła skończyć się tylko na dwa
sposoby – albo się wyleczę z lęków, albo mnie pochłoną. Przez pierwsze tygodnie
było jeszcze gorzej, napięcie w moim organizmie cały czas utrzymywało się na
wysokiej stopie… ale z czasem zaczęło maleć. 💪
Do dzisiaj, zdarza się, że lęk przed nieznanym czy strach przed codziennymi sytuacjami, potrafi mi do pewnego stopnia dokuczyć – ale nie utrudnia to mojego funkcjonowania, a o to przecież zawsze chodziło. To nie jest wstyd się bać, to nie jest nic nienormalnego, że odczuwa się lęk. Ważne, co robi się dla siebie samego, by poprawić komfort swojego bytu na tyle, by to, czego się boimy i czego lękamy, nie dominowało, nie narzucało nam swoich zasad. Oczywiście również, nie zalecam poddawaniu się szokoterapii, jeżeli tego wewnętrznie nie czujecie. To, że na mnie podziałało to do pewnego stopnia zbawiennie, nie oznacza zaraz, że Wy nie skończycie z jeszcze gorszymi objawami lękowymi, zresztą poniekąd wspomniałem wyżej o tym. Każdy człowiek jest inny.
Pozdrawiam Was.
Tester Doświadczeń